W niewoli stereotypów. Czy
dr Andrzej Zybertowicz upadł na głowę?
Andrzej Churski - „Nowości” Nr 167,
27-29 VIII 93, s.4
Dr Andrzej Zybertowicz jest
pracownikiem naukowym Katedry Socjologii UMK w Toruniu od wielu lat zajmującym
się problematyką bieżącego życia politycznego. Ukazała się niedawno jego
książka „W uścisku tajnych służb. Upadek komunizmu i układ postnomenklaturowy”.
Jej publikacji odmówiło kilka wydawnictw, a ukazała się ostatecznie w oficynie
Antyk jako pozycja Biblioteki Ruchu Trzeciej Rzeczypospolitej. Wydarzeniu temu
towarzyszyła dość rozpowszechniona opinia, że dr Zybertowcz „upadł na głowę”.
Nie tyle może biorąc na warsztat naukowy temat lustracji i dekomunizacji, ile
występując jako ich zdeklarowany zwolennik. Ocena ta niewątpliwie nieco
przesadzona – jest rezultatem rozpowszechnionego, nie bez udziału środków
przekazu, stereotypu, że popierać lustrację i dekomunizację mogą tylko
całkowite oszołomy.
Tymczasem mimo mało
zachęcającego, acz pewnie uznanego za „chwytliwy” tytułu i takiejż etykietki
politycznej nie jest to książka, którą można zlekceważyć.
Z racji wykonywanej
profesji mam szacunek dla umiejętności stawiania pytań. Jest to bowiem, co
autor formułuje wprost, książka pytań. Są też odpowiedzi, ale właśnie pytania
wydają się bardziej interesujące. Wskazują te elementy układu politycznego,
które są najsłabszymi ogniwami nie do końca dojrzałej jeszcze polskiej
demokracji. Ich mnogość budzi tym większy niepokój, że na większość nie
udzielono odpowiedzi.
Andrzej Zybertowicz
wyprowadza swój wywód na tezy, że wydarzenia i procesy społeczne mają swój
ukryty wymiar i sens. Przyjmuje ją za pewnik, gdyż przeprowadzenie dowodu jest
trudne i więcej tu domysłów i pytań niż hipotetycznych nawet odpowiedzi. Jest
to więc raczej książka publicystyczna niż naukowa, choć zastosowana w niej
metoda białego wywiadu ma swoich zwolenników. Polega ona (w skrócie) na
wykorzystywaniu faktów znanych z prasy, publicystycznych wypowiedzi i łączenia
ich w całość na zasadzie układania mozaiki z rozrzuconych elementów. Można tu
oczywiście sformułować zarzut, że jak erotomanowi nawet młot pneumatyczny
kojarzy się jednoznacznie, tak zwolennikowi lustracji i dekomunizacji wszystko
pachnie agenturą. Podobnie jednak jak w przypadku prokuratur i urzędów
skarbowych, które badają nawet mało przekonujące informacje, tak instytucje
odpowiedzialne za bezpieczeństwo i ład wewnętrzny państwa powinny ustosunkować
się do tak powstałego obrazu na serio. Nawet gdyby był produktem obsesyjnie
ukierunkowanej wyobraźni.
W książce omówiona jest
problematyka służb specjalnych w kontekście przekazania władzy w 1989 roku i
„samolikwidacji” komunizmu oraz mechanizm wspierania przez służby specjalne
tzw. układu postkomunistycznego. Trzecia część książki zawiera propozycje
autora dotyczące warunków i sposobu przeprowadzenia lustracji i dekomunizacji.
Wartościowa jest tu dyskusja przeprowadzona z głównymi argumentami wysuwanymi
głównie przez przeciwników lustracji i dekomunizacji. Można się zżymać na
niektóre argumenty czy wnioski. Zabawny wydał mi się np. powód, dla którego
policja warszawska nie potrafi poradzić sobie z mafią taksówkarską:
taksówkarze są we wszystkich systemach wykorzystywani jako informatorzy lub
współpracownicy służb specjalnych. Ponieważ wpływy tych służb w policji są
duże – mafia działa bezkarnie. Na pewno jednak przynajmniej część z nich jest
zasadna.
Wartość książki upatruję
też właśnie w tym, że jest terenem polemiki między poglądami przeciwników i
zwolenników lustracji i dekomunizacji. Autor – ich zwolennik – na pewno nie
zgromadził wszystkich argumentów, na pewno nie przeprowadził (bo często nie
mógł) rzetelnych dowodów. Książka może się jednak przyczynić do przełamania
stereotypów myślenia po obu stronach lustracyjnej barykady. Nie mam bowiem
pewności czy na głowę upadli ci, którzy dekomunizacji, a zwłaszcza lustracji
się domagają, czy ci, którzy w ogóle kwestionują istnienie problemu zbywając
go ironicznymi uśmieszkami. |