powrót
|
Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Lista Kieresa
Co naprawdę zawiera lista nazwisk i sygnatur wyniesiona z Instytutu Pamięci Narodowej? W tej sprawie bardzo trudno ustalić prawdę i przedrzeć się z nią do opinii publicznej. Szum medialny, kakofonia kłamstw, insynuacji, półprawd i tez oczywistych mają uniemożliwić orientację. Zacznę od spraw oczywistych. Z publicznych oświadczeń pracowników IPN wynika, że lista około 240 tys. zapisów (nazwisk + sygnatur) została zestawiona w IPN na podstawie tych akt, które zaklasyfikowano jako teczki pracy lub teczki personalne współpracowników SB i niektórych innych “służb bezpieczeństwa” oraz teczki personalne funkcjonariuszy tych służb. Odpowiedzialność za kształt listy ponosi prezes IPN, prof. dr hab. Leon Kieres. Lista nie zawiera oznaczeń (sygnatur) wziętych z archiwów SB, lecz przyporządkowuje nazwiskom oznaczenia przyjęte przez IPN. Stąd przy osobach, które w archiwach MSW oznaczone są jako funkcjonariusze widnieje sygnatura cyfrowa poprzedzona jednym zerem a przy nazwiskach oznaczonych w archiwach SB jako współpracownicy SB - dwa zera. Tak to (w zasadzie) wygląda. Prawda materialna jest jednak bardziej skomplikowana.
TW, kandydaci i inni Po pierwsze, na liście znalazły się także (choć w niewielkiej liczbie) nazwiska nie oznaczone żadną z typowych sygnatur rozpoczynających się od zer lub zera. Nie bardzo wiadomo, dlaczego się na niej znalazły i co w aktach SB napisano o tych osobach. Po drugie, oznaczając współpracowników SB cyframi poprzedzonymi dwoma zerami pracownicy IPN identycznie potraktowali osoby, które były kandydatami na tajnych współpracowników. Teoretycznie nie powinni łączyć jednych i drugich we wspólną kategorię. Jeśli jednak pracownicy IPN posługiwali się materiałami z teczek - a nie np. ze zbioru kartotecznego, protokołów zniszczeń czy tp. - wówczas mieli możliwość sprawdzenia, czy dany kandydat odmówił faktycznej współpracy, czy też wyraził na nią zgodę i jakiś czas pracował dla SB. Wówczas umieszczenie kandydatów w jednej kategorii ze współpracownikami było uzasadnione. Najczęściej “kandydaci na TW” to osoby osaczane przez SB celem zwerbowania, czasem zresztą nic o tym nie wiedzące. Bywało jednak i tak, że choć w kartotece wciąż figurował zapis “kandydat na tajnego współpracownika”, dana osoba była już sprawnie działającym agentem SB. Często latami nie zmieniano tych oznaczeń - i to z różnych powodów, najczęściej ze względu na zakonspirowanie faktu współpracy, a czasem ze względu na brak pewności co do solidności współpracy. Jeśli więc w spisie IPN znaleźli się obok tajnych współpracowników także kandydaci na TW, to zapewne dlatego, że pracownicy IPN sprawdzili, iż chodzi tu o tych kandydatów, którzy de facto byli współpracownikami. Bardziej tajemniczą jest kolejna grupa osób wymienionych w spisie - tych, których nazwiska oznaczono numeracją nie rozpoczynającą się od zera. Nie wiadomo, kim - z punktu widzenia współpracy z SB - są ci ludzie i nie wiadomo, dlaczego znaleźli się w tym spisie. Żadna z dotychczasowych publicznych wypowiedzi pracowników i szefów IPN nie wyjaśnia tej tajemnicy, a szkoda. Szkoda też, że nie dokonano rozróżnienia między donosicielami i kandydatami na TW, nawet jeśli analiza wewnętrzna takie pominięcie uzasadniała. Oba wskazane niedociągnięcia są błędem niezależnie od tego, czy listy nazwisk (katalogu akt osobowych) używa się jako pomocy naukowej, czy - jak to się stało obecnie - gdy wycieka do wiadomości publicznej. W pierwszym wypadku wprowadzają w błąd badaczy i osoby umieszczone na liście, w drugim dają pretekst do zwalczania lustracji.
Co tu robią “osoby pokrzywdzone”? Nie ma wątpliwości, że spis zawiera przede wszystkim personalia funkcjonariuszy SB i ich agentów. Domieszanie do tego spisu innych osób, nie należących do żadnej z dwu wymienionych grup (a niekiedy brak możliwości rozróżnienia między nimi), sprzyja tworzeniu atmosfery histerii i strachu. Daje też możliwość wypowiadania takich wprowadzających w błąd zdań jak to, że w spisie obok agentów są też “osoby pokrzywdzone”. Rzecz w tym, że - jak wiele na to wskazuje - IPN wydał zaświadczenia o statusie “pokrzywdzonego” (w rozumieniu art. 6. ustawy o IPN) także osobom nie mającym do tego prawa. To dlatego mogło się zdarzyć, że osoba, która otrzymała z IPN zaświadczenie o “statusie pokrzywdzonego” a była odnotowana w aktach SB jako współpracownik, znalazła się na “liście Kieresa”. Lista odzwierciedla bowiem prawdę archiwów, a nie decyzje Urzędu. Niedobrze się stało, iż konstruując swój katalog (listę) akt osobowych IPN silił się na wprowadzenie własnych oznaczeń liczbowych (sygnatur), zamiast poprzestać na tych numerach, które swego czasu nadawano dokumentom w archiwach SB. Gdyby w swym katalogu (liście) IPN zachował oznaczenia z archiwum MSW, wiedzielibyśmy jednoznacznie, kto jest tajnym współpracownikiem, kto kandydatem a czyjego nazwiska tam w ogóle być nie powinno.
A gdzie kartoteki służb wojskowych? Lista (katalog akt osobowych) IPN daje możliwość jednoznacznego stwierdzenia kto był funkcjonariuszem SB (a niekiedy innych służb). Umożliwia potwierdzenie lub sfalsyfikowanie części hipotez formułowanych co do agenturalności niektórych osób. Wnioski te nie są jednak zupełnie pewne dlatego, że: - po pierwsze, dotyczą tylko dotychczas przejrzanego zasobu teczek agenturalnych i funkcjonariuszy, - po drugie, dobre dwa razy więcej informacji personalnych zawierają inne poza teczkami materiały, - po trzecie, najważniejsze dla pełnej wiedzy o agenturze jest to, o czym mówi się półgębkiem albo w ogóle: praktycznie wszystkie dane zawarte w ipeenowskim katalogu dotyczą jedynie służb cywilnych. Tymczasem IPN przechowuje wielką kartotekę wraz z dobrze zachowanymi teczkami akt przejętych po komunistycznych służbach wojskowych - Wojskowej Służbie Wewnętrznej oraz Zarządzie II Sztabu Generalnego LWP. Mowa o aktach, które z pogwałceniem ustawy lustracyjnej i ustawy o IPN aż do czerwca 2004 roku nie były uwzględniane w procedurach lustracyjnych, choć powinny i choć rzecznik interesu publicznego (RIP) wielokrotnie się tego domagał. Oświadczenie RIP złożone w tej sprawie w Senacie RP w 2004 roku idzie nawet dalej. Rzecznik stwierdził, że na stawiane przez niego zapytania IPN odpowiadał, iż w aktach wojskowych nie ma żadnych danych osób, o które RIP pyta. Znawcy tematu sądzą, że to właśnie w aktach komunistycznych służb wojskowych znajdują się dane dotyczące ludzi z SLD - i to tych, których akta w archiwach służb cywilnych zniszczono.
Nagonka na prawdę Obecnie rozpoczęto polowanie z nagonką na tych, którzy listę (katalog) akt osobowych z IPN wynieśli. Nagonce towarzyszy i wspiera ją szczególny spisek części elit dziennikarsko-politycznych przeciw społeczeństwu. Otóż, choć od kilku tygodni lista jest w dyspozycji przynajmniej dwu wysokonakładowych dzienników (“Rzeczpospolitej” i “Gazety Wyborczej”), żaden z nich listy nie publikuje. Garstka wybrańców przypisuje sobie w ten sposób prawo dysponowania i posługiwania się wiedzą przed innymi zakrytą. Czyni to samo, co przed laty “Trybuna Ludu”, “Izwiestia” czy “Prawda”. Tak na naszych oczach blaknie legenda o powszechnym dostępie do informacji i wolności prasy.
Konieczne jest umieszczenie przez IPN
pełnej listy (katalogu) akt osobowych w internecie wraz z wyjaśnieniami
pozwalającymi rozwiać przedstawione wyżej wątpliwości. W przeciwnym przypadku
prezes Leon Kieres będzie odpowiedzialny za zdarzające się w tej sprawie
przypadki manipulowania prawdą. WITOLD KAŃKA
źródło: http://glos.com.pl/strona/Lista Kieresa.html
|
strona główna |