Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.
O MIŁOSZU
Wielebny Ksiądz Alojzy Misiak S.A.C.
Wydawnictwo ,,Naszej Rodziny", 25,
ruc Surcouf 75007 — Paryż
Montevideo, dnia 18 marca 1981
Wielebny i Czcigodny Księże Dyrektorze!
(. . .) Doszedłem do przekonania, po bacznej obserwacji czasopisma „Nasza
Rodzina", że skłania się ono ku „duchowi czasu", który mi jest całkowicie obcy i
uważam go za wysoce szkodliwy i niebezpieczny, dla Kościoła i Narodu. Jest to,
świadome czy nieświadome, być może w drodze imitacji, przejmowanie, w małych czy
średnich dozach, tej trucizny, którą, niestety, unicestwia Francję i cały
Zachód, ich w większości — bezbożny i krnąbny episkopat i laikat, w cichej
chwilowo opozycji do Ojca św. Jak to tragicznie określił pewien znany publicysta
francuski z przeciwnego oczywiście tym tendencjom obozu: „molle apostasie pour
1'an 2000". Chwilowo, powtarzam, powolutku, bez krzyku i hałasu, pod
płaszczykiem dawnej terminologii, ześlizg ku „nowinkom", nowym formom — ,,new
look" kościelny, w sumie ku szatańskiemu w swej istocie modernizmowi. (Jakże
nieopatrznie zniósł Kościół posoborowy przysięgę dla neoprezbiterów, odżegnującą
się od błędów modernizmu!).
„Jak cię widzą, tak cię piszą" — oto numer grudniowy „Naszej Rodziny" z 1980 r.
(oj, ten numer, zaraz do niego powrócę). Dwie fotografie, zapewne księży
Pallotynów z Miłoszem, księży w stroju cywilnym, w czarnym chyba sweterku z
wyłożonym, białym kołnierzem od koszuli, ale nie w sutannie, jak tego żąda
Ojciec św., którego starano się wprowadzić w błąd powszechnie przywdzianymi
sutannami ad hoc (nazwanymi „potiomflrinowskimi"!) w czasie Jego wizyty
francuskiej, a natychmiast, po Jego wyjeździe, odłożonymi do lamusa. Pomyśli
Ksiądz — drobny szczegół, podczas kiedy ja, mając szereg argumentów na uwadze,
uważam że to ważny, bo tak „od rzemyczka do konicz-ka", przebiega kapitulacja
duchowieństwa i świeckich przed niecnym światem i jego błędami. A w Polsce,
oficjalnie ateistycznej i komunistycznej, nasi ukochani księża, bez względu na
konsekwencje 'nigdy, nawet w najgorszych okresach nie złożyli sutanny do lamusa.
Tym dawali wyraz swojej godności!
Ale to są sprawy grubsze. Ten grudniowy numer, to przecież istny „corpus delicti".
— Hołd Miłoszowi! Jego „nagroda" Nobla jest dla „Naszej Rodziny" wielkim
świętem, gdyż Miłosz jest jej przyjacielem i częstym, serdeczne oczekiwanym
gościem. Ks. Florian Kniotek di-xit! Czy Księża w swych sumieniach dobrze
wiedzą, kim istotnie jest Miłosz i jakie żywi on i jego grupa plany wobec
Kościoła i naszego Narodu? Nader obszerny to temat, który postaram się tylko z
lekka naszkicować.
Odnoszę wrażenie, że w związku z zamachem na Kościół (por. Jaccues Ploncard
d'Assac: .,L'Eglise occupśe". Gorąco radzę przeczytać!) i obsesją człowieka
prawie ubóstwianego, a pom-nejszeniem należnego uwielbienia Bogu w Trójcy
Świętej Jedynemu i Ciału i Krwi Pańskiej w pierwszym rzędzie, jak przystoi („Dieu
premier servi" — mawiała św. Joanna d'Arc), Duch .św. jakby wycofał się lekko z
Kościoła św., Bóg jakby odwrócił nieco Swe Najdostojniesze Oblicze, Słońce
naszego istnienia, od zbuntowanej ludzkości, zwłaszcza tej mieniącej się
chrześcijańską i nastała duchowa epoka lodowcowa, przejmujący chłód i ciemności.
Zwraca stąd u-wagę powszechny upadek teologii, nie tylko świadome, szatańskie
jej wypaczanie, ale po prostu niedostatek pojęć i umiejętności rzetelnego
rozumowania. Brak też cywilnej odwagi, zdolności oporu wobec zła. Dlatego
współcześni biskupi posługują się tak ogólnie „doradcami" (periti), przeważnie
„wtyczkami" modernizmu, sami będąc zatopieni w anonimacie „konferencji
biskupich"; stąd takie zgniłe owoce, jak a-merykański „pięcioletni'' plan
„pastoralny" z Detroit (1976) i ostatnio takiż angielski z Liver-poolu (1980). O
Francji zgoła nie wspominam. Cuchnie, jak rozkładający się trup, zresztą już
oficjalnie od roku 1789 co najmniej. Ale zaćmienie inteligencji (nawet takt
Gabriel Marcel napisał:
„Le Declin de la Sagesse"!) nie ogranicza
się tylko do teologii, obejmuje przecież i filozofie, też sztukę posuwającą się,
charakterystycznie, do kultu brzydoty, zamiera wykształcenie polityczne,
społeczne i obywatelskie. Nie znamy rzetelnie prawdziwej historii własnej, ani
obcej, tylko fałsze, które nam podsuwają ci zainteresowani . . . Progresywnie
głupiejemy. To prawa człowieka?
Wracam do ... hołdu dla Miłosza! — „Był współtwórcą literackiej (?) grupy „Żagary"
(w Wilnie — dodaję), która miała istotne znaczenie dla polskiej awangardy" —
pisze ks. Florian Kniotek, który zdaje się nie wiedzeć, że owe „Żagary" były
zwykłą jaczejką komunistyczną dla przetykania młodzieży akademickiej w
przedwojennym Wilnie, z Henrykiem Dembińskim, agentem komunistycznym na czele.
Dla niepoznaki, już wtedy lekko się szmikowano. w „Żagarach" na katolików,
oczywiście „postępowych" jako że spenetrowano „progresywne" „Odrodzenie". Była
stąd głośna naówczas sprawa sądów i wyroki skazujące, wydane przez sąd
Rzeczypospolitej Polskiej. Miłosz, w 1957 roku, jak sam się wyraża w wywiadzie
dla „Życia Warszawy" z 10.12.1980, „wyemigrował" ... do Warszawy! Taki to Polak!
— Miłosz zatem współpracował z komunizmem (ładna awangarda!) i tkwił w nim
nadal, po wojnie, do 1951 roku, zajmując oportunistycznie wygodne stanowisko
attache kulturalnego ambasady PRL w Paryżu (nad czym ks. Kniotek się
prześlizguje), w bolesnym „okresie wypaczeń", kiedy ginęli w lochach Bezpieki
najlepsi patrioci .. .
Potem dopiero „wybrał wolność", aby poku-mać się z cynicznym i również Polsce
wrogim Zachodem. Jest czołowym przedstawicielem grupy paryskiej „Kultury",
jednej przez swoją fasadę z najniebezpieczniejszych dla (Kościoła i Polski
organizacji z punktu widzenia politycznego i obywatelskiego. Stąd też jego
zasługi dla „nagrody Nobla", której w innej konstelacji ideowej (np. gdyby był
narodowcem) by nie otrzymał.
Warto przypomnieć, że to „Instytut Literacki" paryskiej „Kultury", matecznik
Czesława Miłosza, wydał Adama Michnika, Żyda i trockistę z KOR-u, jeszcze jednej
niebezpiecznej wtyczki, obecnie „doradcę" „Solidarności" — „Kościół, lewica
dialog", jedną z najbardziej ohydnych i perfidnych książek współczesnych w
warunkach polskich proponującą Kościołowi współpracę z rewolucyjną, masońską
lewicą za cenę wyzbycia się jego tożsamości w tysiącletniej służbie dla Boga i
Narodu. Ważność tej książki-programu, jako kamienia milowego, podkreśla
pozytywnie z kolei Miłosz w swym nekrologu dla ś.p. ks. Józefa Sadzika. Takie a
nie inne jest przeto głęboko ukryte credo ideowe samego „laureata Nobla",
Miłosza. Wszystko się logicznie zazębia. „Czym skorupka za miodu nasiąknie, tym
na starość trąci".
Ks. Kniotka nie razi widocznie własne stwierdzenie tego Litwina, Miłosza, że nie
„ugina kolan przed boginią, której na imię polskość", skoro dzisiaj się nie
przyklęka nawet przed Najświętszym Sakramentem ani przy Komunii św., co nazywa
się, eufemistycznie, „desakralizacją". (Podkreślam, że daleki jestem od
stawiania na równi, jako terminów sakralnych, Boga i Polski).
A już szczytem bezczelności i buty antypolskiej Miłosza był jego wywiad,
przeprowadzony przez Jerzego Turowicza z IDOC-u w „Tygodniu Powszechnym" z 18
stycznia br., gdzie ośmielił się tak tak się wyrazić: „Dmowski, jeden z
największych szkodników jacy pojawili się w Polsce", a co Turowicz usłużnie i
lubieżnie wydrukował w ,,T. P." bez najmniejszej reakcji. Ci pankowie nie zdają
sobie sprawy, że gdyby nie Dmowski jego dalekosiężna polityka, „laureat Nobla",
gdyby w ogóle pisał, czyniłby to jako „Litauer" z ,,0ber-0st"-u z łaski
niemieckiej. Wszystko to jest natomiast zgodne z tzw. ideologią „Kultury" i
stanowi właściwe zasługi dla „niespodziewanej" nagrody Nobla, jej „laureata" a
przyjaciela „Naszej Rodziny".
W tych warunkach widomej degeneracji prawdziwego „ducha religijnego i
polskości", która wyłania się z łamów „Naszej Rodziny" (piszę to z prawdziwym
bólem, bo ilu czytelników, czytelniczek, np. siostry zakonne na dalekich
kontynentach, wprowadza czasopismo w błąd, jak w tym wypadku: —• oto pojawił się
nowy „wieszcz" narodowi, a przy tym „myśliciel religijny" — vide ks. Kniotek —
za co istnieje odpowiedzialność przed Bogiem), nie poczuwam się do
przynależności do takiej „Rodziny" i tym właśnie uzasadniam moją prośbę o
skreślenie mnie z listy czytelników.
Na zakończenie proszę szczerze Wielebnego Księdza Dyrektora o wybaczenie mi,
jeżeli tym listem Go w czymś uraziłem, co nie było moim zamiarem. Uważałem
jednak za swój obowiązek, jako Polaka i katolika (termin przedrzeźniany i
odrzucany przez Miłosza na łamach „Kultury") postawić sprawę wyraźnie, bez
ogródek i wyjaśnić w koniecznym skrócie mój sprzeciw wobec linii wybranej przez
„Naszą Rodzinę", jak w tym gorszącym wypadku panegiryku na cześć Czesława
Miłosza (jakże śmiać się i zacierać ręce muszą zaprzysięgli wrogowie Kościoła z
tej racji, tak w orbicie tej "Kultury", jak i gdzie indziej, że tak skutecznie
nabrano ośrodek i pismo religijne!!). A może te refleksje odniosą, przy pomocy
Bożej, dobry i owocny skutek i przyczynią się do pożądanej zmiany kierunku, tak
na łamach „Naszej Rodziny" jak i w doborze prelegentów i zaproszonych gości w „Editions
du Dialogue" (zmarły mój przyjaciel, wielkiej zacności i świątobliwości ks.
urugwajski, z wielką słusznością, po hiszpańsku, taką wypowiadał opinię — grę
słów: ,,dialogo — dablogo"), czego z całego serca życzę.
Łączę wyrazy prawdziwego poważania i szacunku
oraz oddania w Chrystusie Panu.
Dr Jan Kazimierz Tarnowski
Montevideo, Urugwaj