Teksty Magisterium

 powrót
Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.

 

Abp Robert J. Dwyer

 

Kilka gorzkich słów


Ruch charyzmatyczny jest nam obcy. Jak miał powiedzieć Joseph McKinney biskup pomocniczy Grand Rapids, hierarchia amerykańska, choć powstrzymując się od udzielenia oficjalnego błogosławieństwa, wyraża jednak zadowolenie z rozwoju ruchu charyzmatycznego. Chociaż jestem przedstawicielem tej hierarchii to jednak wcale mi się to nie podoba.

Mówiąc do Was w liczbie mnogiej, otwarcie uważamy ten ruch za jeden z najbardziej niebezpiecznych trendów w Kościele w naszych czasach. Duchowo, jest on ściśle powiązany z innymi dzielącymi Kościół ruchami, które wyrządzają poważną szkodę dla jego jedności i niosą zgubę niezliczonym duszom. I wcale nie jesteśmy odosobnieni wśród biskupów, myśląc w ten sposób.

Należy z naciskiem podkreślić, że nie istnieje podstawa do tego aby twierdzić, że biskupi wyrażają zadowolenie z rozwoju ruchu charyzmatycznego. Biskupi jako jedno ciało nigdy nie wypowiadali się w tej sprawie.

Kiedy ruch ten zaczął się rozwijać w późnych latach 60-tych, problem ten został poddany pod osąd Komisji Teologicznej Rady Biskupów. W swoim czasie, jej przewodniczący, biskup Alexander Zaleski ujawnił, że Rada Biskupów, nie omawiając w ogóle kwestii udzielenia aprobaty temu ruchowi, zaleciła aby czekać i przyglądać mu się w duchu Gamaliela, dla stwierdzenia, czy jest on dziełem Boga.

Rewolta

Raport został przyjęty, po czym nie podejmowano żadnych innych działań w tej sprawie. Podkreślamy jeszcze raz z naciskiem, biskupi kolektywnie nie byli proszeni o wyrażenie swojej opinii na ten temat. Bez wątpienia są tacy, którzy z entuzjazmem popierają ten ruch. Są również tacy, którzy, nie wypowiadając swojej opinii, uważają go za szkodliwy i dzielący. Większość prawdopodobnie przyjmuje postawę czekać i przyglądać się.

Powstaje pytanie, czy długo jeszcze będzie można zachowując wstrzemięźliwość i unikać wypowiadania swojego zdania, zwłaszcza przy coraz śmielszym rozwoju ruchu, który idzie dokładnie ta sama droga, co podobne tendencje istniejące w przeszłości i potępione przez Kościół.

Ruch pentekostyczny1 nie jest niczym nowym. Rzecz jasna, nie pojawił się on od razu w pełni ukształtowany, nie wyskoczył z głowy Jowisza, na podobieństwo Ateny ( w tym przypadku głową Jowisza mógłby być Uniwersytet Duquesne w Pittsburghu w roku 1967 ). Nurt ten jest znacznie starszy od samego chrześcijaństwa, jest on immanentną tendencją wewnątrz każdej religii.

Bardzo wyraźnie występował on u starożytnych Greków, w ich misteriach Eluzyjskich2 . Spokojny i rozważny lud uległ wówczas szaleństwu i dopuścił się najróżniejszych występków i niegodziwości. Wszystko co uczynił miało być wyrazem uwolnienia się od formalizmu oficjalnego kultu. Orgie miały się rzekomo kończyć częstymi przypadkami duchowych lub psychicznych uzdrowień.

Podobnie braminizm miał i ma swoje aberracje, swoje okresy histerii, i chociaż wóz z podobizną Juggernauta3 nie przetacza się już po ciałach zwariowanych wyznawców, miażdżąc je na śmierć, to jednak szaleństwo w dalszym ciągu szuka tam dla siebie ujścia.

Każdy badacz kultury Ameryki Łacińskiej, zarówno z okresu przed- jak i po-Kolumbijskiego, wie, jak znacząca rolę odgrywała euforia, jak różne, czasami przerażające były jej przejawy, gdzie wpływ szamana był zarazem szkodliwy i korzystny.

Rozwój

W historii chrześcijaństwa pojawienie się ruchu charyzmatycznego często powodowało utratę zdolności do trzeźwej oceny faktów. Przedstawiciele wczesnej Gnozy zawłaszczali sobie prawo do szczególnego, ezoterycznego rozumienia objawienia, lub też do pojmowania tego objawienia w jedynie słuszny sposób, który miał im zapewnić sam Bóg. Przekonanie o owym ekskluzywizmie było zresztą podstawą rozwoju pentekotystów. Ludzie ci przywykli do ulegania religijnemu podnieceniu, kulminującemu się w wynaturzeniach promowanych w III wieku przez Montana wspomaganego przez swoją podejrzaną towarzyszkę życia, tancerkę, która potrafiła omotać tego człowieka o umyśle na miarę Tertuliana.

Zmarły kardynał Knox byłby chyba zadowolony gdyby żył; mógłby uzupełnić swoje opracowanie zatytułowane Euforia, niedokończone wskutek przedwczesnej śmierci. Z rozwagą i zaangażowaniem opisał tam najbardziej znamienne przykłady historyczne tego ruchu, bazując na średniowiecznych aberracjach Katarów i Albigensów, którzy byli w gruncie rzeczy charyzmatykami. Dokonali oni wielkich spustoszeń w religijności południowej Francji doprowadzając w ostateczności do odrzucenia instytucjonalnego Kościoła ( czy nie brzmi to znajomo? ) na rzecz osobistego natchnienia.

Pouczająca i zarazem niepokojąca jest analiza tych ruchów oraz tego, jak niewinne były ich początki, jak ich założyciele i zwolennicy głośno i uroczyście zapewniali o swojej całkowitej lojalności wobec Kościoła. Później jednak, krok po kroku przechodzili do ostrej i wściekłej nienawiści, odrzucając duchowieństwo jeżeli tylko jego zdanie nie zgadzało się z ich własnym.

Reformacja

Możemy wyrażać ubolewanie z powodu surowości, z jaką krucjata Szymona de Monfort stłumiła te herezje, ale niebezpieczeństwo, przed jakim stanęła wówczas cywilizacja było bardzo realne.

Reformacja przyniosła ze sobą rozprzestrzenienie się sekt pentekostycznych i pietystycznych, skupionych głównie w Niemczech. Były one w niemałym stopniu odpowiedzialne za duchową i polityczna anarchię, w którą popadł ten nieszczęsny kraj na ponad dwa wieki.

Ale nawet katolicka Francja miała swoją odmianę religijnej euforii. W czasach, gdy gasła już gwiazda Króla Słońce, na przełomie XVII i XVIII wieku, pojawił się jansenizm i kwietyzm, którego przedstawicielką była Madame Guyon. Co zastanawiające, zdołały one przyciągnąć do siebie nawet tak wrażliwego dostojnika kościelnego, jakim był arcybiskup Fenelon.

Od czasów Wielkiego Przebudzenia, na początku XIX w., protestantyzm w Stanach Zjednoczonych doświadczał odżywających co jakiś czas przejawów ruchu charyzmatycznego. Ich spotkania na obozach ze wszystkimi swoimi uniesieniami i emocjami, ławką lamentu, ścieżką prochu, szalonymi twierdzeniami o nagłych uzdrowieniach, odbierają ostatniemu świętu matki Bożej najmniejsze nawet prawo do oryginalności i pierwszeństwa.

Ale nawet w najgorszych snach nie sądziliśmy o tym, że będziemy czytać o uczestnictwie w takich wydarzeniach księcia Świętego Kościoła, kardynała Suenensa, osoby jednak dość kontrowersyjnej, czy biskupów, księży i zakonnic. Naglące staje się udzielenie odpowiedzi na pytanie: czy w Kościele Katolickim postradano rozum ?

Krótkie spięcie

Rzecz nie idzie o prostą niechęć wobec przesadnego emocjonalizmu w ruchu pentekostycznym, odnawiania się tych samych jego przejawów, które miały już miejsce w przeszłości, złych manier, czy ogólnej głupoty. Są one niewątpliwie złe, ale chodzi o zarzuty znacznie poważniejsze. Ruch charyzmatyczny, czy to otwarcie, czy podświadomie, doprowadza do wewnętrznego napięcia w Kościele.

W istocie rzeczy, nie potrzebuje on Kościoła bardziej niż jakiejś formy medytacji pomiędzy Bogiem i pojedynczą duszą. Może to doprowadzić do bardzo poważnych pytań o rzeczywista rolę Chrystusa we wszystkich żarliwych wyznaniach miłości. Nie jest to wyłącznie teoretyczny zarzut. Ruch pentekostyczny wytworzył swój substytut sakramentu chrztu i bierzmowania w postaci głoszonego przez siebie chrztu w Duchu Świętym. Ma również swoją alternatywę dla sakramentu namaszczenia chorych, którymi są poddawane przez nich przykłady masowych uzdrowień, jak to miało się odbyć kilka dni temu na pobliskim stadionie. Posiada wreszcie ersatz dla modlitwy liturgicznej czyli zielonoświątkowe mówienie językami, gdzie duch ma zastępować mówienie logicznym językiem. Koniec końców, nie pozostaje już w tym ruchu prawie nic co można identyfikować jako katolickie.

Abp Robert J. Dwyer

Tłum. Rafał Staniszewski

Abp Robert J. Dwyer był Arcybiskupem Portlandu w stanie Oregon, USA. Artykuł przytaczamy za angielskim pismem Christian Order nr 5/1975. Pierwotnie ukazał się w amerykańskim Twin Circle.

 

NOVA ET VETERA nr 1(4)



Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone
strona główna