Teksty Magisterium

 powrót
Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.

 

Świadectwo

 

Byłem 10 lat w Neokatechumenacie

 

(artykuł H. W. polemiczny wysłany do "Słowa" - niepublikowany)



Nawiązując do artykułu zamieszczonego w "Słowie" - dzienniku katolickim z dnia 27 marca br. nr 62 na str. 5 pt. "Frontalny atak na neokatechumenat" chciałem podać kilka uwag i zasygnalizować całą prawdę na temat tej wspólnoty tzw. "drogi katechumenalnej".

Najpierw kilka pozytywnych spostrzeżeń. Jest dużo modlitwy, czytań Pisma św. Wiele dość ciekawych katechez (których nie wolno ani notować, ani krytykować); jest wiele stopni "wtajemniczeń" (tzw. skrutinia I, II, III, szema itd. i tzw. konwiwencji). Wspomnę też, że udział w tej wspólnocie zabiera bardzo dużo czasu; katechiści nie liczą się z obowiązkami i sytuacją domowa członków wspólnoty: najważniejsza jest obecność "na drodze", czyli Pan Bóg. Jest też zakaz mówienia szczegółowego co się dzieje we wspólnocie, jak też ujawniania swoich przeżyć i odczuć innym. Dodam również, że główni katechiści (Stefa i inni) oraz tzw. "odpowiedzialni" nie mówią np. biskupom i innym zainteresowanym tą droga całej prawdy i tylko prawdy. Mówią tylko to, co jest pozytywne i nie budzące żadnych zastrzeżeń.

Od początku bycia w tej wspólnocie odnosiłem wrażenie, że w naszym Kościele Rzymsko-Katolickim powstaje nowy Kościół, bo było tez dużo krytycznych uwag pod adresem naszego Kościoła, że "Kościół nie dał nam tego co da nam neokatechumenat". Były nawet ze strony braci ujemne i przykre słowa, jakie wypowiadali na wspólnych przygotowaniach liturgii w domach. Widać było jak mocno utrwalały się treści katechez w umysłach członków wspólnoty.

Na ogłoszeniach informujących o nowych katechezach dla ludzi z zewnątrz, były m.in. słowa: "dozwolone od lat 16". Wiadomo, że młodym ludziom, można łatwo wiele rzeczy wmówić, bo chcą być nowocześni. Odnosiłem wrażenie, że neokatechumenat to rodzaj sekty powstającej wewnątrz naszego Kościoła.

Ruch "Światło-Życie" ks. Fr. Blachnickiego był stale atakowany przez funkcjonariuszy SB, zaś "droga neokatechumenalna", która powstała w 1975 r. przy kościele oo. Jezuitów w Lublinie, mogła swobodnie prowadzić swoją działalność, stąd płynął prosty wniosek....

Teraz kilka uwag szczegółowych. Wg katechistów obecność Chrystusa w Eucharystii zależy od mojej wiary: jeżeli wierzę, że On jest w Eucharystii obecny, jeżeli zaś nie wierzę, to Go tam nie ma. Dalej, grzech jest tylko jeden, tzn. jest lub go nie ma. Nie uznaje się grzechów śmiertelnych i lekkich, czyli powszednich. Jeden z aktywistów na zwrócona uwagę oświadczył złośliwie, że różnica miedzy grzechem ciężkim i powszednim jest taka, jak miedzy łysym, który ma trzy włosy, a łysym, który nie ma ani jednego włosa, czyli nie ma żadnej różnicy. I co jest ważne: ci braci, którzy bezkrytycznie zawierzyli katechistom, przystępowali stale do Komunii św. bez spowiedzi. Aż do czasu wielkiej tzw. Liturgii pokutnej, poprzedzonej czytaniami Pisma św., wypowiedziami braci, spowiedzią uszną z odpowiednimi ceremoniami. Po takiej liturgii była obowiązkowa agapa, niezależnie od czasu, nawet o godzinie 23-ej lub 24-ej, a nawet i później.

A teraz kilka słów w jakim m.in. duchu były prowadzone katechezy. Np. mówiono, że w czasie II wojny światowej o wylądowaniu w Normandii aliantów, pierwsza osobą, która przekazała tą ciekawą dobrą nowinę i wiadomość była ... prostytutka; a więc i taka osoba może przynieść dobrą nowinę, jaka głoszą cywilni katechiści. Bo faktycznie ich katechezy są nietypowe co do treści i formy. W czasie jednej z nich mówiono: że nie wszyscy biskupi nas akceptują; druga przesłanka: "żeby nas zaakceptować trzeba mieć dużo pokory", a więc wniosek był prosty ... biskupi, którzy nie akceptują neokatechumenatu nie maja pokory. Kiedy ktoś odważny zapytał publicznie katechistów, dlaczego uważają, że biskupi nie maja pokory. Wówczas natychmiast mocno oświadczono: "myśmy tego nie powiedzieli". Bo faktycznie nie było to stwierdzenie wprost.

Podobno jakiś biskup (abp Stroba z Poznania) miał powiedzieć, że lepiej, kiedy młody człowiek idzie do neokatechumenatu, niż by miał pójść do świadków Jehowy lub do Adwentystów Dnia Siódmego, a więc wniosek prosty...

Nie jest prawdą, że neokatechumenat łączy rodziny i małżeństwa. Jest często wręcz odwrotnie, chyba, że oboje małżonkowie w pełni zaakceptują to co głoszą katechiści. Znam małżeństwa, które jeszcze bardziej się rozbiły przez neokatechumenat. To samo jest i w rodzinach, żeby nie mówić o szczegółach.

W czasie Triduum Wielkiego Tygodnia, np. w Wielki Czwartek bracia nie mają Eucharystii (która przecież była ustanowiona w tym dniu przez Chrystusa na Ostatniej Wieczerzy), lecz na liturgii po czytaniach odpowiednich fragmentów Pisma św. Starego i Nowego Testamentu i licznych wypowiedziach, jest... umycie nóg (SIC) i to generalnie dla wszystkich bez względu na płeć! Obrzęd ten wykonują odpowiedzialni wspólnoty i prezbiter, czyli ksiądz. Były to naprawdę wielkie emocje i bardzo wzruszające przeżycia, ale przecież nie ten fakt był najważniejszy w czasie Ostatniej Wieczerzy Chrystusa z uczniami, lecz właśnie ustanowienie Eucharystii (Sakramentu Miłości Chrystusa i kapłaństwa).

W okresie Bożego Narodzenia nie śpiewa się we wspólnotach neokatechumenalnych kolęd (przynajmniej tak było w czasie mojego pobytu "na drodze" w latach 1975-1985), nie ma opłatka, choinki, bo jak twierdzą katechiści, fakty te nie są związane z tradycją Kościoła. Jeden raz tylko w czasie nieszporów, prezbiter (tak tylko określa się kapłana) zaintonował kolędę "Bóg się rodzi, moc truchleje..." i zaśpiewano nawet wszystkie zwrotki. Jak się potem okazało, zrobili to dlatego, ponieważ w kościele, w którym miały być prowadzone nowe katechezy, proboszcz zarzucał owemu księdzu, że w tej wspólnocie nie śpiewać kolęd, więc zaśpiewano, żeby dać pozytywną odpowiedź.

Główni katechiści robią wszystko, żeby tworzyć jak najwięcej wspólnot, bez względu na ilość członków, byleby powstawały nowe wspólnoty neokatechumenalne. Niektórzy bracia (krytycznie ustosunkowani do neokatechumenatu), porównywali ten moment tworzenia na siłę coraz o nowych wspólnot neokatechumenalnych w kościołach na terenie Polski, do powstawania nowych podstawowych organizacji partyjnych, jak to miało miejsce w minionym okresie w zakładach pracy. Mieli przecież całkowitą swobodę działania, bez oficjalnych kontroli SB. Fakt ten mówi sam za siebie. Jest również tendencja zakładania licznych wspólnot neokatechumenalnych na całym świecie. Na czele ich stoją Kiko Argüello i Carmen Hermandez.

Byli i są tacy, którzy podejrzewają, że neokatechumenat ma związek z ... masonerią i z Żydami. Bo np. główny hymn "drogi" to: Szema Izrael, szema Izrael, adonai elohenu, adonai eha...

Tylko Duch Święty zna całą prawdę i tylko prawdę, która kryje się pod tą "nowoczesną wspólnotą" - jaki jest jej główny cel!!!

Osobiście należąc do wspólnoty "Światło-Życie" pod kierunkiem ks. dr F. Blachnickiego (1979-1975), która (nb) powstała również po Vaticanum II - odczułem jej nowoczesność, ale nie czułem się "wyprowadzany" z Kościoła Rzymsko-Katolickiego, jak to miało miejsce we Wspólnocie Neokatechumenalnej!

Musiałem przejść, bo namówiona została "na drogę" moja ówczesna żona; żeby więc nie rozbijać dalej życia małżeńskiego - wstąpiłem na "drogę" i ja. A może i Bóg tak chciał, żebym zobaczył całą prawdę o Wspólnocie Neokatechumenalnej. Na "drodze" trwałem 10 lat; jest to chyba wystarczający okres by w pełni poznać Neokatechumenat! Mam ogromną wątpliwość, czy rzeczywiście "droga neokatechumenalna" jest "katolickim ruchem odnowy" - jak sugeruje autor wyżej wspomnianego artykułu w "Słowie" - ks. E. Weron SAC. Niektóre uprzednie wydawnictwa o neokatchumenacie, ukazujące się przed publikacją ks. Parandowskiego wspominały, że ruch ten ma niektóre cechy protestanckie, lecz nic nie mówiono o naszej podejrzliwości, że ma on związek z masonerią i Żydami.

Dodam jeszcze, że bardzo mocno akcentowano hasło z Ewangelii "nie sprzeciwiać się złu". Mówiono, że "praca nad sobą nic nie daje", trzeba niejako trwać w swoim złu, a Pan Bóg sam nas z tego zła (grzechu) wyzwoli, tylko jest jeden warunek: trzeba być na "drodze" i robić to, co zalecają katechiści!!!

Na zakończenie cytuję myśl podaną w ostatnim zdaniu artykułu ks. Werona: "Na pewno jednak ewangeliczna czujność jest zawsze bardzo potrzebna." Podpisuję się pod nią oburącz!

Paweł z Puław
(Pseudonim pod artykułem i poniżej: nazwisko i adres znane Redakcji)

PS. Zainteresowanym służę innymi materiałami i uwagami, gdyż nie wszystko opisałem w powyższym liście. H.W. - "nieprzekabacony" członek "drogi neokatechumenalnej"

5. IV. 1996 r.

Prawdziwe nazwisko i adres do wiadomości Fundacji Antyk i kompetentnych władz Kościołą



Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone
strona główna