Teksty Magisterium powrót |
Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.
NR 11. Katechiści są ponad duchowieństwem
30 czerwca 1991 r
Najdroższy Ojcze Zoffoli!
Załączam na tych kartach opis pewnych faktów, o których usłyszałem osobiście w kontaktach z osobami absolutnie godnymi wiary, a zebrałem je bezpośrednio z ich opowiadań. Te osoby, to siostry służebniczki Najświętszego Serca, dokąd wiele wspólnot z Rieti udawało się na swoje zebrania, w tym także rodzina mego brata Karola; wszyscy oni od lat należą do tego Ruchu, działającego w ich parafii. Wyrażenia, które przytoczę, to synteza, a częściej dosłowne powtórzenie tego, co usłyszałem od wymienionych osób, a czego autentyczność stwierdzam i poświadczam. Od swoich krewnych dowiedziałem się, że neokatechumeni są powszechnie przekonani, że ich katechiści są ponad księżmi, ponieważ mają Ducha Świętego, który z taką mocą ustanawia ich nauczycielami i sędziami innych, że jakoby ich utwierdza w bezgrzeszności i nieomylności w nauczaniu. Brak głębszego i systematycznego wykształcenia w kwestiach religijnych nie ma tu znaczenia. Na poparcie swych opinii cytują Pismo św. (tłumaczą je sobie, jak zawsze, wedle własnych założeń), mianowicie rozdział, w którym jest mowa o Mojżeszu: otóż Mojżesz, mimo iż przedstawił Panu, jak trudną ma wymowę, i z tej racji wzbraniał się przyjąć posłannictwo, jakie Bóg mu powierzał, usłyszał, że nie ma się bać, ponieważ sam Bóg będzie przy nim. To samo, zapewniają neokatechumeni, dzieje się z ich katechistami. To Bóg stoi przy nich i sam przez nich przemawia. Na uwagę, że wiele ich pieśni zdradza andaluzyjskie pochodzenie Kiko, a więc podczas ich ceremonii słyszy się wyłącznie gitary, oni odpowiadają cytatami z Biblii, w których się mówi o chwaleniu Boga dźwiękami psalterionów, kotłów itp. Wychodzi na to, że i gitara jest biblijna. Również ich pieśni, pełne zwrotów wziętych z Psalmów i "Słowa", mają jakoby autorytet równy Pismu św. Pewien neokatechumen, przy którym wypowiedziałem jakieś słówko na ten temat, odpowiedział mi: "Pan ośmiela się mówić źle o naszych śpiewach? A więc mówi Pan źle o Piśmie św.! (ponieważ pełno w nich słów wziętych z Pisma św.)." Powracając do autorytetu katechistów i czci im przyznawanej, jedna z moich kuzynek, opowiadając, jak proboszcz zastąpił w pewnej katechezie katechistę świeckiego, powiedziała: "On wykładał nam o Abrahamie przez godzinę, a katechista mówił o Abrahamie przez trzy godziny" (a więc z tego by wynikała jego przewaga nad księdzem). W neokatechumenacie wbija się i utwierdza przekonanie, że to oni są autentycznymi tłumaczami przesłania ewangelicznego i całego Słowa Bożego. Księża, którzy nie idą za nimi i nie zgadzają się z ich interpretacją prawd wiary, ich zdaniem nie otrzymali jeszcze Ducha Świętego, a nawet mówią o nich wręcz, że "są opętani przez Szatana". Przytaczam fakt, który się wydarzył ks. prałatowi …, byłemu proboszczowi parafii św. Piusa V; ma on brata, również księdza, należącego do neokatechumenów. Otóż ów brat poprosił kogoś ze "swoich", który uczestniczył w wielkim zgromadzeniu przy Porta San Giorgio, zaszczyconym obecnością samego papieża, czy mógłby przesłuchać wideokasetę z nagranym tam Credo, którego oni nigdy nie odmawiają na swoich mszach ("ponieważ nie jesteśmy tego godni"). Na co ów brat-neokatechumen odparł prałatowi: "Jeśli to ma być tylko dla ciebie, dam ci to przesłuchać, ale nie mogę ci dać tej kasety, jeśli chcesz jej dla innych, ponieważ to Credo może być odmawiane dopiero po dwudziestu latach Drogi". Co się tyczy wymagania, by sprzedawać swoje dobra na korzyść wspólnoty, co zarządzają po czterech latach Drogi, opowiadały mi siostry z …, że były świadkami okropnych scen. Pewien starszy pan nie mógł się zdecydować na oddanie im swoich dóbr, pomimo wykrzykiwania i gróźb towarzyszących temu żądaniu, wyszedł w końcu z zebrania krzycząc: "Nie! Nie! Oni (katechiści) chcą tego, co moje!" Byłem tego świadkiem - w tej właśnie kwestii - że na zebraniach wciąż i wciąż żąda się pieniędzy. To domaganie się pieniędzy jest wprost odrażające. Gdy po latach dopuszczono mnie do "przejścia" zwanego Shema, po katechezie przypierającej wprost do muru i wygłoszonej przez katechistów w tonacji naładowanej groźbami, powiedziano mi, że mam oddać im wszystko, a przynajmniej te książeczki oszczędnościowe, które są wystawione na moje nazwisko, i żebym o tym nie poinformował mojej żony. Mówili mi: "Daj to nam!". Gdy im się nie udawało zebrać tyle, ile sobie zaplanowali (mówili, że jest to konieczne dla pokrycia poniesionych wydatków), zarządzali zbiórkę po raz drugi i trzeci. "Jezus - powiedział jeden z katechistów - nie potrzebuje waszej jałmużny". Pomimo to oni wymagali jej w Jego imieniu. Znam pewnego swego kolegę, który przystąpił do grupy przymuszony przez żonę (a więc wyłącznie dla "świętego spokoju"), ojca pięciorga dzieci, zupełnego biedaka, utrzymującego się tylko z pensji, który uskarżał się z goryczą na ciągłe na zebraniach wołanie o pieniądze. Na każdym zebraniu powtarza się to natarczywe domaganie się pieniędzy. Mogę to poświadczyć, że niektóre osoby, ogarnięte nie wiem już czym, pod chwilowym nastrojem, oddawały także cenne przedmioty, drogie pamiątki, książeczki oszczędnościowe, ale gorzko potem żałowały tego gestu zrobionego pod silną presją psychologiczną. Ten i ów stwierdzał: "Wykantowano mnie!". Na podstawie swoich obserwacji mogę sformułować wniosek: poczynając od prezbiterów, a przechodząc do odpowiedzialnych i katechistów (mówię o tych, których znam), nie napotkałem przykładu, żeby któryś z nich wyzbył się tych dóbr, na których nieodzowne wyzbycie się nalegali na adeptów grupy. Podpadło mi również, że niektórzy z katechistów powracających z Rzymu mieli auta wyjątkowo luksusowe i kosztowne. (List podpisany) |
strona główna |