Teksty Magisterium powrót |
Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Nadal głosi się boga Kiko,
a nie Boga Jezusa Chrystusa
23 marca 1994 r.
Wielebny Ojcze Zoffoli!
Piszę do Ojca tych kilka słów, aby poświadczyć, iż doznałam poważnych szkód duchowych i psychicznych ze strony katechistów, ludzi aroganckich, "wszystko wiedzących", którzy zaprowadzają terror, przeświadczeni, że są jedynymi posiadaczami prawdy, a właściwie są poważnym zagrożeniem dla Kościoła Powszechnego i sektą zagnieżdżoną we wnętrzu parafii. Przywłaszczają sobie autorytarną władzę, narzucają milczenie i obowiązek zachowania sekretu co do Drogi, często grożąc, że Bóg przeklnie do piątego pokolenia każdego, kto się odważy ujawnić jakieś informacje na temat Drogi. Tak rodzi się w wiernych lęk przed tym przekleństwem i rozstrój psychiczny, wielu z adeptów traci poczucie własnej osobowości, normalną pewność siebie, samodzielność i chęć działania, biernie poddają się woli katechistów i zapadają w depresję, z której z trudem będą się mogli wyleczyć. Nikt się nie odważa odezwać z lęku przed katechistami, którzy, jak wilki, gotowi są zaatakować każdego, kto się sprzeciwia ich rozkazom. Trzeba "milczeć i słuchać". Żeby się krótko sprawić, powołam się tu na trzy artykuły "Deklaracji Praw Człowieka", aby opinia publiczna, aparat sądowy i wysocy dostojnicy Kościoła dowiedzieli się o nadużyciach popełnianych przez neokatechumenów na szkodę tysięcy wiernych, którzy zresztą wciąż powiadamiają Kościół o tych faktach, lecz nikt ich nie wysłuchuje i nikt na ich skargi nie zwraca należnej uwagi. (Tu następuje zacytowanie owych artykułów) Przytoczone artykuły stanowią niezaprzeczalnie przeciwieństwo tego, co deklarują i co robią neokatechumeni. Oto, moim poważnym zdaniem, czego się dopuszczają katechiści: 1. silnie odczuwanej presji psychologicznej, szkodliwej dla wiernych, którzy, choć dostrzegają błędy w wierze i różnice z Kościołem katolickim, milczą ze strachu, by nie urazić nadwrażliwości kierowników wspólnoty; 2. dopuszczają się też pogwałcenia prawa, bo nie pozwalają na osobiste, swobodne wypowiadanie się, zmuszając do biernej akceptacji i blokując możność sprzeciwu lub odpowiedzi na to, co im się wpaja. Ponadto na niektórych etapach każdy neokatechumen musi oskarżać się publicznie ze swoich grzechów, dzięki czemu życie prywatne wydaje się na łup całej wspólnoty. Ponieważ we wspólnocie nie wszyscy mają takie samo wychowanie, taką samą wrażliwość, taką samą kulturę, zdarza się, że informacje o grzechach rozchodzą się coraz szerzej, plotkuje się na ten temat i siłą rzeczy wszyscy się dowiadują o takich faktach z życia innych. Ten "obrzęd" jest typowym przykładem wulgarnej tradycji neokatechumenalnej, mianowicie publicznego wyznawania grzechów, którego się dokonuje w obecności dzieci i dorastającej młodzieży, a ci w swojej naiwności rozpowiadają dalej te kompromitujące fakty. Jestem wykładowcą literatury w szkole średniej i oto jeden z moich uczniów pewnego dnia wobec całej klasy, z domieszką uszczypliwej złośliwości, opowiada o grzechach nieczystych pewnej katechistki, wymienionej po nazwisku. Natychmiast interweniowałam u proboszcza parafii, który ot tak sobie, bez ceregieli, zapewnił mnie, że to prawda, gdyż i on był obecny na tym "świadectwie", i że wcale nie podziela zarzutów, jakoby Droga głosiła jakieś herezje i dopuszczała się błędów dla niej charakterystycznych. Domagam się wyjaśnienia o charakterze duchowym i wychowawczym takich godnych ubolewania wypadków zgorszenia. Kościół ma ewangeliczny obowiązek ochraniania dzieci przed urazami i wstrząsami, wobec których, w swojej naturalnej prostoduszności, są nieodporne. Ostatni artykuł broni prawa każdego, by nie był podstępnie obrabowany z własnych dóbr, których sprzedanie stanowi jeden z ważnych momentów "nawrócenia" dla tego, kto chce zostać katechumenem. Często, na tym etapie Drogi, wybuchają konflikty między dziećmi i rodzicami, między mężem i żoną, między krewnymi, ponieważ dla tej sprzedaży nie jest konieczna zgoda współwłaściciela. Ja też dokonałam takiej sprzedaży bez zapytania czy porozumienia się z mężem, czemu się on sprzeciwił, ale już było po fakcie, a następstwa można sobie wyobrazić. Zebrane sumy sięgają setek milionów, nie ma jakiejkolwiek kontroli, nie płaci się żadnego podatku od sum zebranych, nie wie się, dla kogo są przeznaczone, kurie arcybiskupie inkasują część tych pieniędzy i nie żądają wyjaśnień, katolicy piszą listy z protestami, ale systematycznie ukrywa się je przed papieżem, biskupi i kardynałowie udają, że o niczym nie wiedzą, a tymczasem neokatechumeni nadal przepowiadają boga Kiko, a nie Boga Jezusa Chrystusa, członkowie oskarżają ich o herezję, Kościół natomiast obwołuje ich prorokami. Żywię nadzieję, że ten mój list będzie bodźcem dla tych, co znają prawdę, lecz dla zachowania sekretów klanu ("per omerta") nic nie mówią. Czego pragniemy? Tego, aby władze podjęły bezpośrednie kroki celem położenia kresu tego rodzaju wymaganiom neokatechumenów w zamian za bezinteresowną miłość Pana Boga; aby również władze zaczęły kontrolować osobiste konta katechistów i założycieli. Wzywam też kapłanów, biskupów, kardynałów, czołowych przedstawicieli świata katolickiego do gruntownego przestudiowania katechizmu Kiko, by zweryfikować zgodność Drogi z Kościołem katolickim i dać niezawodną gwarancję dla tych, co w tej materii mają wątpliwości (a jest ich wielu), gwarancję co do prawości Drogi. Przesyłam Ojcu najszczersze życzenia na dalszą pracę i mam w głębi serca nadzieję, że Pan szybko rozświetli te ciemności, które ogarnęły Jego Kościół. Wesołego Alleluja! Ofiaruję za Ojca wszystkie moje cierpienia, i pewna jestem, że męka Chrystusa, który cierpi we mnie, przemieni się w zmartwychwstanie Kościoła i jego zwycięstwo, dzięki godnej podziwu i niezłomnej odwadze Ojca w walce o prawdę, gdyż prawda w końcu zatriumfuje. Proszę Ojca o błogosławieństwo dla moich dzieci, dla mnie, dla mego męża i matki i dla wszystkich moich bliskich, także dla nieprzyjaciół. (List podpisany) |
strona główna |