Teksty Magisterium powrót |
Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Nr 100. Pranie mózgów
18 stycznia 1988 r.
(str. 161-163)
Przewielebny Ojcze!
Będąc stałym czytelnikiem, jak przystało na dobrego chrześcijanina, rubryki "Pole działania Ducha Św.", którą Ojciec co niedzielę, jako apostoł wiary magistralnie prowadzi, ujęty ludzkim podejściem, którym tchną Ojca wypowiedzi, zdobyłem się na odwagę, by tym moim listem zająć chwile czasu. Gorąco Ojca za to przepraszam. Przypadek, który chcę Ojcu przedstawić, nie dotyczy tylko mnie, lecz wielu rodzin, cierpiących podobnie jak ja, gdyż ich pokój został zrujnowany. Moja rodzina należała właśnie do takich, w których panowały pokój, zgodliwość, miłość. Pojawienie się w naszej parafii, około dwunastu lat temu, członków Neokatechumenatu zakłóciło tę cudowną równowagę. Ponieważ mieli dwóch profesjonalnie przygotowanych propagandzistów-krzykaczy o nieprzeciętnej elokwencji, zauroczenie słuchaczy i zarzucenie sieci na ludzi karmionych od zawsze wiarą chrześcijańską, było dla nich po prostu fraszką. Ja również stałem się ich przekonanym zwolennikiem i szczerym wykonawcą pouczeń. Upłynęły aż trzy lata, zanim się zorientowałem, że ci dwaj "diabli przyodziani w światłość" (wyrażenie pewnego wysokiego dostojnika kościelnego) nie byli nikim innym, jak zręcznymi naganiaczami, którzy bardziej niż służbą Bogu zajmowali się prawdziwym kultem, któremu ślubowali dusze: to jest kultem bożka Mammona. Rozczarowany, wystąpiłem z tej diabelskiej sekty (określenie w sam raz), lecz uwikłani w tę sieć zręcznie zarzuconą pozostali w niej, niestety, moja żona i dwaj synowie: uzależnienie przemieniło ich przez ten czas w fanatyków nie do odratowania. Tak skończył się spokój w mojej rodzinie i od tej chwili dla swoich najbliższych stałem się jeśli nie wrogiem, to jakby obcym człowiekiem. Moi synowie, młodzieńcy o duszy prawej i ponadprzeciętnej inteligencji i kulturze, awansowani do rangi katechistów z powodu szczególnie fanatycznego przywiązania do tej absurdalnej wiary, są wysoko - i słusznie - oceniani przez tych dwóch sprytnych, iście diabelskich nauczycieli. Aktywność tych "misjonarzy w ojczystym kraju" obejmuje co dwa tygodnie specjalne zebrania (przy drzwiach zamkniętych), prawie codziennie przygotowania (po trzy-cztery godziny), co miesiąc konwiwencje, trwające po trzy-cztery dni, z dala od miejsca zamieszkania, nawet o 200 km, wycieczki, skrutynia itd. To wszystko stwarza okazję do "prania mózgów", które jest najważniejsze wśród wszystkich wspólnych zajęć, pranie mózgów, które usidlonych doprowadza aż do publicznych spowiedzi. Spowiedzi sięgających również do spraw najintymniejszych i dawno minionych, małpujących w ten sposób spowiedź sakramentalną. A jak na końcu każdej modlitwy "amen", podobnie ich wspólne zajęcia, ich zebrania kończą się zawsze zbieraniem datków, które idą w miliony lirów. Dokąd zaś wpada ten strumień złota, nikt nie wie, ale na pewno nie do zasłużonych "Konferencji św. Wincentego a Paulo". Przebiegłe i naukowe pranie mózgów, robione przez dwóch sprytnych specjalistów, ukierunkowane jest szczególnie na obrzydzenie sobie aż do nienawiści wszelkich doczesnych dóbr, toteż prawy chrześcijanin uwalnia się od nich, przekonany, że się uwalnia od wielkiego grzechu, w którego niewoli dotychczas pozostawał. Lecz to nie wszystko: jest on ponadto zobowiązany do wpłacania co miesiąc tym szczwanym "nauczycielom" 10 % swoich dochodów. Predykanci Kiko, założyciela Neokatechumenatu, okazują się niezwykle zręczni w obdzieraniu uwiedzionych przez siebie, ażeby dysponując olbrzymimi dochodami móc zapewnić swemu personelowi wysoką stopę życiową i wznosić rozległe budowle, gdzie będą mogli w absolutnej swobodzie i spokoju przeprowadzać swoje "ćwiczenia duchowe". Przypuszczam, zapewne słusznie, że nie jestem jedynym oskarżycielem tych fałszywych predykantów, odpowiedzialnych za zniszczenie spokoju w tylu rodzinach chrześcijańskich, lecz choćbym uznał swój pojedynczy głos za wołanie na puszczy, jest przecież prasa oprócz laickiej także ta katolicka, która od jakiegoś czasu zwraca uwagę naszego kraju na to zgubne zjawisko neokatechumenatu. Pozwalam sobie załączyć fotokopię artykułu zamieszczonego w L'Espresso, a przypuszczam, że nie uszedł uwagi Ojca sierpniowy numer miesięcznika Jesus, w którym szeroko omówiono problem neokatechumenatu. Moi najbliżsi są świadomi mego milczącego, lecz nie ustającego działania i ciągłych wysiłków, niestety, bezowocnych, podejmowanych z nadzieją, że przywrócę im ich sen obecnie zakłócony, ale nie liczą się z tym wcale, gdyż wiedzą, że jestem przegrany. Jeśli to moje wezbrane emocjami wypowiedzenie się uzna Ojciec za temat wart poruszenia w Jego rubryce, błogosławiłoby Ojca, oprócz mnie, tyle rodzin, które podobnie jak ja cierpią i obawiają się nadejścia jeszcze gorszych czasów. Proszę mię pobłogosławić, Ojcze, jeśli w Waszych oczach zasługuję na to, i pragnę dostąpić zaszczytu ucałowania Waszych rąk. (List podpisany) |
strona główna |