powrót

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 powrót

Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.
 
Polska zdradzona, Kraków zbezczeszczony


Jak było z dawna ukartowane, tak też się stało. Dokładnie w dniu "Święta Pracy", przy ogłuszającym zewsząd jazgocie finału ulubionej symfonii nacjonal-socjalisty Adolfa Hitlera, skomponowanej przez wielbiciela jakobinów, Ludwika van Beethovena, do słów honorowego obywatela RepublikiFrancuskiej, Fryderyka Schillera, Państwo Polskie utraciło swojąsuwerenność. Dobrowolność, a nawet ochoczość tego samobójczego "społem w przepaść" naszej, pożal się Boże, "klasy politycznej", przywodzi na myśl palące wstydem każde polskie sumienie słowa z aktu abdykacyjnego Stanisława Augusta: "Imperatorowa i państwa ościenne przywrócą spokojność obywatelom naszym, przeto z wolnej woli dziś rezygnujemy z pretensji do tronu i polskiej korony".

Jeśli zastąpić tytuł "król", tytułem "prezydent" czy "premier", to było właśnie tak, jak śpiewał zmarły bard - nie "Solidarności", w każdym razie nie tylko, lecz po prostu polskiej niepodległości, Jacek Kaczmarski: "A w stolicy koronacja się zaczyna / I król światowy pokazuje szyk / Ale z obecnych jeszcze nie wie nikt / Że na tortach dał napis <Wiwat Katarzyna> (...) / A w stolicy Sejm kończy obrady / Na rękach niesiony uśmiecha się król", i tylko "Ambasadorowie nie zmieniają ról / Widząc jak blisko od chwały do zdrady".

I zaprawdę, jeszcze "nie ogryźli kości nie dopili wina" po pierwszomajowym sabacie Walpurgi, jeszcze nie "odeszli z damami o zatłuszczonych wargach / Do łożnic szerokich za ciężkie zasłony", a już nasi nowi okupanci dali nam lekcję poglądową w przedmiocie tego, co konkretnie ma oznaczać, iż "wszyscy ludzie będą braćmi", i jakie to "kwiecie" ścielić się nam będzie u Elizejskich Pól - czy też, jakie ścielić nam będą "Elizejskie Córy". "Córy Koryntu" raczej - i nie tylko "córy", lecz i "synowie", co trzeba przypomnieć tym, którzy nie pamiętają, że w Koryncie schyłkowego antyku "dzień dumy gejowskiej" obchodzono właściwie przez 365 dni roku...

Oto, już w przeddzień Anschlussu, 30 kwietnia, w Strzelcach Opolskich, urzędnik samorządowy (sic!), rekomendowany na to stanowisko przez Niemieckie Towarzystwo Społeczno-Kulturalne, starosta Gerhard Matheja, nakazał zdjęcie z gmachu urzędu starostwa polskiego herbu państwowego (nawiasem mówiąc, głupio i sprzecznie z zasadami heraldyki, nawet w Konstytucji, nazywanemu "godłem"). Wprawdzie 4 maja, po pierwszych protestach, herb powrócił - ale niezupełnie na swoje miejsce, zajęte tymczasem przez... polsko-niemiecką tablicę z herbem powiatu, tylko na podrzędne, obok. Czy ten oczywisty akt zdrady stanu, za który pan starosta, co poczuł się już pewnie obywatelem i funkcjonariuszem Unii Niemieckiej, winien być nie tylko natychmiast zdymisjonowany, lecz osądzony, spotkał się z należytym odzewem władz i opinii publicznej? Skądże; owszem, protestują pojedynczy posłowie i samorządowcy, toczy się jakieś niemrawe śledztwo prokuratorskie, ale już strzelecki folksdojcz znalazł obrońców pośród "autorytetów", na czele z senatoressą Dorotą Symonides i oczywiście "niezależnymi" mediami, które natychmiast włączyły swoją mantrę o potrzebie dialogu i tolerancji.

Tak samo jak wypróbowywanie naszej wrażliwości patriotycznej, natychmiast rozpoczęło się testowanie - bez znieczulenia i brudnym, stępionym kozikiem - naszej wrażliwości moralnej. 7 maja królewskie miasto Kraków, miasto św. Stanisława Biskupa i św. Jadwigi Królowej, splugawione zostało publiczną paradą sodomitów, wspieranych przez lewactwo wszelkiej maści, na czele z nową wicepremier Izabelą Jaruga-Nowacką - do niedawna jeszcze panią minister od zrównywania waginy z penisem. Jak wiadomo, prowokacja była zresztą początkowo zamierzona na jeszcze większą skalę, bo planowano odbycie pochodu nie tylko na drodze królewskiej pod Wawel, ale w samo święto i w trakcie procesji ze Skałki ku czci św. Stanisława. W tym wypadku atak miał już charakter zmasowany, a o jego skuteczności świadczy również nazbyt powściągliwa reakcja J.E. ks. Franciszka kardynała Macharskiego, który zamiast zarządzić publiczne modły w intencji przebłagania i zadośćuczynienia Bogu za ostentacyjne naruszenie Jego prawa i bezwstydną profanację miasta stu kościołów, wydał oświadczenie delikatnie przypominające, że homoseksualizm stanowi "moralny nieład", ale obudowane nowomową o "szacunku dla osób homoseksualnych". Może zatem bliski jest dzień, w którym także duchowni katoliccy zaczną wytykać Panu Bogu brak szacunku dla wspomnianych "osób", objawiony zniszczeniem ogniem i siarką Sodomy i Gomory, podobnie jak już - w chóralnej "mowie nienawiści" przeciwko Melowi Gibsonowi i jego Pasji - słyszeliśmy niejeden księżowski głos oskarżający Ewangelistów o świadome kłamstwa i antysemityzm?

Euro-pederastyczne lobby użyło wszystkich możliwych środków dla spacyfikowania spodziewanego oporu. Przemarsz uliczny poprzedziło znieczulanie uniwersytetów, na których "pochód" pseudonaukowych konferencji
trwa już od miesięcy; sięgnięto, a jakże, po "noblistów"; znany teatrolog pouczał telewizyjną gawiedź, że swego homoseksualizmu lub biseksualizmu nie kryli tacy wybitni artyści, jak Jarosław Iwaszkiewicz czy Karol Szymanowski (zresztą łgał bezczelnie, bo głęboko wierzący katolik, jakim był Szymanowski, dla którego choroba homoseksualizmu była ciężko przeżywanym dramatem, umarłby ze wstydu, gdyby ktokolwiek ujawnił jego skazę, a i Iwaszkiewicz - jak wielu innych - nie afiszował się z tym, choćby z powodu smaku). "Niezależne" media tym razem nawet nie próbowały udawać bezstronności, wciąż bombardując "średniowieczną ciemnotę" pouczeniami, że w Krakowie Polacy "zdają egzamin z tolerancji". Kiedy zaś okazało się, że jednak trafiła kosa na kamień (nawet Platformy Obywatelskiej, co odnotowujemy z uznaniem), spadły na nas gromy, że, niestety, egzamin oblaliśmy. Chociaż, przyznać trzeba, że niektórzy nasi tolerancjonistyczni edukatorzy bywają wyrozumiali: oto, w związku z zapowiedzią nowej prowokacji dewiantów, tym razem w Warszawie, dyżurny autorytet telewizyjny, psycholog prof. Janusz Czapliński, uznał, że póki co nie czas na takie manifestacje, ponieważ Polacy jeszcze do nich "nie dojrzeli", i zalecił cierpliwe czekanie, aż "dojrzeją" kąpiąc się w zbawczym blasku oświeconej, zjednoczonej Europy. Nie ma co, ludzkie panisko...
Przeto oświadczamy uroczyście: my nie "dojrzejemy" nigdy do akceptacji dla publicznego manifestowania wynaturzeń sprzecznych z prawem naturalnym i będących oczywistą drwiną z Prawa Bożego. Nigdy nie zgodzimy się zdawać żadnego "egzaminu" z tolerancji, bo za nic mamy ten żałosny erzatz cnoty, tę "wartość" bez realnej substancji, to przedrzeźnianie teologalnej cnoty miłości za podszeptem szatana - małpy Pana Boga. Stawiać będziemy twardy opór wszystkim kolejnym próbom legitymizacji moralnej, obyczajowej i prawnej zboczenia, także dlatego, że wiemy, jak śmiertelnym jest to zagrożeniem dla cywilizacji i narodu: to przecież od pederastii umarła również tak wspaniała kultura, jak helleńska. Nigdy nie zgodzimy się nawet na tak pozornie drobne ustępstwo, żeby pederastę nazywać "gejem" - czyli "radosnym" - bo to szyderstwo nazywać radością obrzydliwość spustoszenia i potępieńczy smutek.
Nie damy się też sterroryzować pseudoargumentami o wybitnych artystach - dewiantach; możemy tylko współczuć tragedii tych z nich, którzy zdawali sobie sprawę, że są w pułapce zła; zła, być może, będącego dramatyczną ceną płaconą za tę specyficzną "nienormalność", jaką jest ponadprzeciętne, lecz jednostronne, spotęgowanie sił twórczych, nawet geniuszu, ale jednak - jak już przynajmniej dziś wiadomo - nie beznadziejnego i uleczalnego.

Na koniec, składamy niski pokłon działaczom Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. Ks. Piotra Skargi, Młodzieży Wszechpolskiej, Ligi Polskich Rodzin i tym wszystkim krakowianom, którzy odważyli się powiedzieć "nie", i którzy musieli także wypić kielich goryczy, jakim było podłe obciążanie ich przez media odpowiedzialnością za ekscesy przypadkowej łobuzerii. W szczególności dziękujemy krakowskim członkom naszego Klubu, którzy jako radni, członkowie różnych organizacji społecznych i politycznych, czy po prostu jako obywatele, byli promotorami tego wspaniałego odruchu moralnego sprzeciwu. Koledzy, jesteśmy z Was dumni!

Dr hab. Jacek Bartyzel

Przewodniczący Straży KZ-M
 
 
==========================================================


Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone

strona główna