Teksty Magisterium powrót |
Copyright (c) 2000 Fundacja Antyk. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Ks. Edward Skotnicki
Uwagi do Katechez
Neokatechumenalnych Korzystam z maszynopisu pt. "Katechezy Zwiastowania", wydanych przez Centrum Neokatechumenalne (Lublin, 1991). Katechezy te są przewidziane na 15 dni katechizacji i 3 dni konwiwencji. Poprzedza je wstęp, zawierający tłumaczenie z taśmy magnetofonowej przemówienia Kiko na spotkaniu w Centrum Neokatechumenalnym w Madrycie 22.10.1981. Wszystkie te katechezy są zredagowane przez Kiko Argüello i Carmen Hernandes, założycieli Neokatechumenatu. Dla ogółu te katechezy są niedostępne. Mogą z nich korzystać jedynie ekipy katechistów i przechowywane są u odpowiedzialnych. Od poprawności tych katechez zależy poprawność doktrynalna głoszonych przez Neokatechumenat katechez na całym świecie. Jest więc rzeczą konieczną dokładnie je przeanalizować. Powinny być zbadane przez Urząd Nauczycielski Kościoła.
Wstęp. Kiko - wskazówki dla katechistów
K Pod koniec tej wstępnej katechezy Kiko podaje praktyczne wskazówki, jak rozpocząć katechezy w parafii.
Dzień I. Prezentacja. P J K
Dzień II. Duszpasterstwo Ewangelizacji - Znak Wiary. K
Dzień III. Desakralizacja, dechrystianizacja, kryzys wiary.
Jest to jedna z niewielu katechez napisanych przez Kiko. Inne są wygłoszone i odtwarzane z taśmy magnetofonowej. Kiko dokonuje w niej diagnozy obecnej sytuacji Kościoła na podstawie tego, co dzieje się we Włoszech, Hiszpanii, Francji i innych krajach zachodnich. Desakralizacja - utrata zmysłu tego, co sakralne, święte - jest następstwem doświadczeń wojennych i związanego z nimi bezprawia. Wszystkie wartości zostały zakwestionowane i runęły w gruzy. Upadek wartości zrodził dwa typy ludzi: nihilistę i socjalistę, którzy wierzą już tyko w pracę, technikę i struktury życia społecznego. Poczucie niższości w Kościele prowadziło do posługiwanie się językiem tych ludzi, językiem współczesnego człowieka, ustawiając się na jego poziomie, a nawet kopiując jego techniki i metody. W rezultacie zamiast skatechizować dzisiejszy świat, ten świat skatechizował nas. Przyjęliśmy jego metody i ulegliśmy zeświecczeniu. W tej diagnozie Kiko niewątpliwie posuwa się za daleko, utrzymując, że kształcenie księży np. w psychologii, socjologii i innych naukach współczesnych jest zbyteczne, a nawet szkodliwe, i że z tego powodu wielu odchodzi od Kościoła. Najbardziej jednak radykalne stanowisko zajmuje on pisząc o dechrystianizacji. Określa ją jako proces utraty poczucia tego, co chrześcijańskie. Według Kiko dechrystianizacja dokonuje się wewnątrz Kościoła. Ludzie praktykują (chodzą na msze, przystępują do Komunii św.), ale nie ma to żadnego wpływu na życie. Następuje rozłam między wiarą a życiem. "W parafiach, owszem, jest wiele mszy św., rozdaje się wiele Komunii, ale prawdziwego chrześcijaństwa trzeba ze świecą szukać" (s. 47). Zdaniem Kiko większość wiernych zatrzymuje się na poziomie religijności naturalnej. Co więcej "proces dechrystianizacji, rozdział między chrześcijaństwem a życiem, pochodzi stąd, że do chrześcijaństwa przedostała się religijność naturalna" (s. 53). "Istniała epoka, w której chrześcijaństwo przeżywano na płaszczyźnie religijnej i magicznej, dziś natomiast wchodzimy w inną epokę i odczuwamy potrzebę przejścia do chrześcijaństwa przeżywanego w wierze, a nie w religijność naturalnej. Wyjść z religii, by wejść w wiarę" (s. 55). Pojawia się tu pojęcie religijności naturalnej, któremu Kiko poświęca więcej uwagi. Nie było go w jego pierwotnej katechezie. Przez religijność naturalną Kiko rozumie inicjatywę od człowieka do Boga, u którego szuka on zabezpieczenia dla spokojnego życia (Kiko nazywa je drobnomieszczaństwem), a nawet chce posługiwać się Bogiem do swoich dążeń. "W chrześcijaństwie inicjatywa pochodzi od Boga, bo Jezus Chrystus przychodzi od Ojca, który Go do nas posyła. W chrześcijaństwie nie człowiek używa Boga jako narzędzie do osiągnięcia swoich celów i korzyści, nie Bóg jest na jego służbie, ale on jest na służbie Boga. Człowiek służy Bogu (...). W chrześcijaństwie Bóg jest Tym, który wyznacza drogę, idąc przed tobą" (s. 52-53). Podkreślanie istotnej różnicy między religijnością naturalną a życiem z wiary jest rzeczą słuszną i może mieć znaczenie pozytywne. Problem w tym, że w Neokatechumenacie pojęcie religijności naturalnej staje się "słowem - wytrychem" a nawet narzędziem ostrej krytyki Kościoła, gdyż obecne życie Kościoła sprowadza się najczęściej w tych katechezach, głoszonych w parafiach, do religijności naturalnej. Już z cytowanych wypowiedzi widać, jak to pojęcie religijności naturalnej jest stosowane nieprecyzyjnie i jest nadużywane, a powtarza się to dość często. W dalszym ciągu swej katechezy Kiko pisze: "Kiedy ktoś zacznie myśleć (o zmianie życia, p. mój), kieruje swój wzrok do religijności naturalnej, gdzie wszyscy się udają, ponieważ nie mają żadnego innego punktu odniesienia. Pójdą do świątyni by prosić Boga o przebaczenie i przez dwa miesiące przystępować do Komunii św." (s. 80). Czyżby to była religijność naturalna? - Odnosi się wrażenie, że Kiko gotów do tej religijności naturalnej zaliczyć całą epokę od Konstantyna do Soboru Watykańskiego II. Bierze ją zresztą w nawias całej historii zbawienia (s. 53). Często zamiast określenia religia naturalna używa się w Neokatechumenacie słowa religijność lub religia (czyni to również sam Kiko) i to wprowadza wiele nieporozumień. Tym bardziej, że tych określeń z reguły używa się w sensie negatywnym, pejoratywnym. W świadomości wiernych takie pojęcia jak religia, religijność, także religijność naturalna, mają znaczenie pozytywne. Religijność naturalna jako wszczepiona w naturę ludzką przez samego Stwórcę jest przecież wartością pozytywną. Jakkolwiek sama nie wystarcza do zbawienia, gdyż konieczna jest łaska, to jednak nie można jej rugować czy lekceważyć. W konkretnym życiu nie łatwo rozgraniczyć religijność naturalną od życia wiary, można się wiec mylić w ocenie. Tymczasem padają jakże często apodyktyczne oskarżenia pod adresem ludzi wierzących i ich praktyk religijnych. W praktyce ta katecheza w zasadzie słuszna staje się często okazją do krytykowania wszystkiego w Kościele i jego historii. Zależy to od temperamentu i poglądów poszczególnych katechistów (także księży!). Efektem tej krytyki ma być życie z wiary i zrozumienie, że "Kościół jest wydarzeniem, które realizuje się w historii. Kościół nie tworzy się studiując czy odkrywając pewne rzeczy. Kościół to Chrystus Zmartwychwstały żyjący między ludźmi" (s. 56). Na proces desakralizacji, dechrystianizacji i kryzysu wiary Duch Święty odpowiedział Soborem Watykańskim II. Neokatechumenat stara się realizować uchwały Soboru dotyczące Liturgii, przekazu Słowa Bożego i Wspólnoty życia. Odpowiedzią na proces desakralizacji, dechrystianizacji i kryzys wiary jest Liturgia żywa, Katechumenat i Wspólnota dająca znaki wiary. Sobór Watykański II uczynił to przez odnowę liturgiczną, odnowę teologiczną i ekumenizm.
Dzień IV. Misja Kościoła.
Rozumienie misji Kościoła przez Twórców Neokatechumenatu jest dość oryginalne. Wykazują oni najpierw, jak małą cząstkę stanowią chrześcijanie w stosunku do ilości ludzi na świecie. Katolików jest jeszcze mniej. Gdyby chodziło o to, aby wszyscy ludzie weszli do Kościoła, argumentują Kiko i Carmen, to Chrystus byłby bankrutem, skoro pod koniec XX wieku, zaledwie niewielka cząstka jest prawdziwie wierząca. Nie takie zatem jest zadanie Kościoła. Trzeba iść za Chrystusem, który mówi w Ewangelii: "Wy jesteście światłem świata, wy jesteście solą ziemi, wy jesteście zaczynem". Wynika stąd, że Kościół ma spełniać taką rolę, jak światło, jak sól czy zaczyn, a nie, że ma wszystkich ludzi doprowadzić do swoich szeregów. Misją Kościoła jest "Sakrament zbawienia". Rodzi się przy takim pojmowaniu pytanie: Czy to nie oznacza, że Kościół jest Ciałem Chrystusa, a jeżeli tak, to czy nie może obejmować wszystkich, którzy będą zbawieni? (Nie koniecznie jurydycznie!) Z dalszych wypowiedzi wynika, że Kościół utożsamia się z Chrystusem. "Misja Kościoła jest misją Cierpiącego Sługi Jahwe, który bierze na siebie grzechy innych (...). Kościół zbawia wszystkich, bo przebacza wszystkim. Jeżeli Kościół jest Chrystusem, a Chrystus Bogiem, to sam Bóg im przebacza. Kościół nie sądzi nikogo, nie wymaga (?), ale zbawia, troszczy się o świat, przebaczenie, wskrzesza do życia, a to wszystko czyni, uobecniając eschatologię" (s. 84). Od koncepcji Kościoła zależą wnioski duszpasterskie. Ilustruje to przykład. Pewien proboszcz, którego cytują na swoje poparcie, wypowiedział się następująco na zebraniu proboszczów w Rzymie: "Tu ścierają się dwie teologie, dwie koncepcje Kościoła: albo Kościół jest jedyną deską ratunku (zbawienia) i kto w niego nie wejdzie jurydycznie, ten się potępi, albo Kościół jest sakramentem zbawienia dla świata (...). Jeżeli ludzie zbawiają się wtedy tylko, gdy należą do Kościoła i uczestniczą w sakramentach, to musimy się uaktywnić na prawo i lewo: chodzić po szpitalach, udzielać sakramentu namaszczenia chorych każdemu umierającemu, chrzcić wszystkich tych, którzy się rodzą, chodzić po domach, po rodzinach, uprawiać prozelityzm, zachęcać ludzi, by przychodzili na mszę św. Ale jeżeli przypadkiem misja Kościoła nie na tym polega, ale na tym, by być sakramentem zbawienia, to wtedy nasze parafie znajdują się w praktycznej herezji, ponieważ one nie są sakramentem zbawienia" (s. 75). Jest to rozumowanie co najmniej wadliwe. Wystarczy przyjąć ten tok rozumowania, aby dojść do wniosku, że gorliwość duszpasterska jest zupełnie zbyteczna. Tymczasem polecenie Chrystusa: " Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha św." (Mt 28,19) wraz z postawieniem wymogu: "Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony" (Mk 16,16) jest natchnieniem dla wszelkiej gorliwości misyjnej. Można i trzeba wraz w Kościołem przyjąć, że różne są rodzaje chrztu i przynależności do Kościoła (nie tylko jurydyczna!), ale to nie zwalnia nikogo od intensywnej działalności misyjnej, duszpasterskiej i apostolskiej. Natomiast dostrzeganie w tej działalności "praktycznej herezji" jest nieporozumieniem.
Dzień V. Kim jest Bóg dla ciebie?
Jest to katecheza dialogowana. "Tę katechezę dają sami ludzie" (s. 86). Katechista wie, że "Bóg jest miłością, Bóg jest historią, że On działa w historii każdego człowieka" (tamże). Zadaniem jego jest doprowadzić przy pomocy pytań pomocniczych do uświadomienia sobie takiego momentu życia, w którym Bóg wyraźnie dał się odczuć, okazał swoją miłość. Ostatecznie ma sprawdzić, czy przypadkiem nie jest to Bóg religijności naturalnej albo brak wiary w Boga lub wiara niedojrzała. W tym dialogu, który katechiści uważają za najtrudniejszy, chodzi o odkrycie Boga Objawienia, Boga, który działa w konkretnej historii człowieka. Chodzi o "odkrycie, że Bóg Biblii jest Bogiem, który interweniuje w egzystencję ludzką" (s. 91). "Istnieje Bóg, którego odkryli filozofowie, innego Boga odkryli artyści i poeci, teologowie, matematycy, astronomowie, religie naturalne, przyroda. Ale my mamy mówić o Bogu Jezusa Chrystusa, o Bogu, który objawił się w Piśmie św." (s. 93). Dla ilustracji można posłużyć się historią Abrahama, jakiegoś Hebrajczyka, który brał udział w Wyjściu z Egiptu (co powie on o swoim Bogu?), św. Pawła i ostatecznie Jezusa. A gdybyśmy zapytali Jezusa Chrystusa: Kim jest Ojciec? - To zobaczymy Boga Jezusa Chrystusa. Widząc Chrystusa widzimy Ojca. Jezus jest Tym, który oddaje życie za braci, objawiając w ten sposób miłosierdzie Ojca względem wszystkich ubogich i wszystkich grzeszników" (s. 99). Nasuwa się uwaga, że byłoby korzystniej pójść w dialogu za Katechizmem Kościoła Katolickiego, który bardzo pięknie rozkłada akcenty. Owszem, można - idąc za B. Pascalem -przyjmować Boga Objawienia i położyć akcent na tym, że jest to Bóg żywy, Bóg osobowy, ale ważne jest również dowartościowanie poznania naturalnego, które prowadzi do stwierdzenia istnienia Boga. Umożliwia to dialog z niewierzącymi i pomaga ludziom wierzącym. Stwierdzenie Soboru Watykańskiego II o możliwości poznania istnienia Boga "naturalnym światłem rozumu ludzkiego" (KK 36) nie jest rzeczą małej wagi. Encyklika "Fides et ratio" ukazuje relację poznania rozumowego do poznania przez wiarę bardzo precyzyjnie. Duch tej katechezy odbiega bardzo wyraźnie od stanowiska Jana Pawła II w tej sprawie.
Dzień VI. Kim jestem ja? Sens życia.
Pytanie o sens ma charakter egzystencjalny. Kiko, który w pewnym okresie swojego życia był ateistą, stawia to pytanie z całą ostrością. Dla niego samego było ono tak ważne i dojmujące, że gotów był odebrać sobie życie, jeżeli nie znajdzie na nie odpowiedzi. Toteż zdumiewa się, że tylu ludzi wcale nie stawia sobie tego pytania. A na pytanie: dlaczego pracujesz, odpowiada: aby zarobić pieniądze. Po co ci pieniądze? - Aby żyć. A pytanie: po co żyjesz, ich deprymuje (zbija z tropu). Zadawalają się "drobnomieszczańskim" trybem życia, dla którego rzeczą najważniejszą jest "być szanowanym w pracy, być uczciwym (...), być wiernym żonie, nie kraść, nie zabijać (...). Prawdziwe życie polega na tym, żeby mieć dobre mieszkanie, dobrą rodzinę, dobrze wychowane dzieci, nie więcej niż dwoje, mieć samochód, mieć pieniądze, nie stwarzać sobie niepotrzebnie problemów, mieć willę w górach i wycisnąć z życia, co się da. Do tego sprowadzają się wszystkie nasze wartości. I mówimy, że to jest chrześcijaństwo" (s. 114). "Mówimy, że jesteśmy wyznania chrześcijańskiego, ale w naszym sposobie życia jesteśmy praktycznymi ateistami, bo w rzeczywistości nasze czynności nie mają wymiaru eschatologicznego" (s. 108). Celem tej katechezy jest "pokazanie ludziom, że ich chrześcijaństwo na nic się w życiu nie przydaje i żeby wezwać ich do odważnego patrzenia się na rzeczywistość. A rzeczywistością każdego człowieka jest to, że jest on istotą przeznaczoną na śmierć" (s. 103-104). Katecheza ta przygotowuje do kerygmatu o Jezusie Chrystusie (s. 104). Aby móc zwiastować ludziom Chrystusa, trzeba ich najpierw umiejscowić w ich konkretnej rzeczywistości (jest to rzeczywistość niewoli, grzechu i śmierci).
Dzień VII. Kerygmat (część 1 ).
Jest to obwieszczenie Dobrej Nowiny, "faktu, który wydarzył się w historii (...), który staje się obecny przez przepowiadanie i który przynosi dla tego, który go słucha, przeobrażenie życia" (s. 122). Kiko stara się wykazać, że Chrześcijaństwo jest wydarzeniem, dobrą nowiną o zbawieniu. Już na wstępie stwierdza (brzmi to jak obwieszczenie!): Chrześcijaństwo nie jest religią (w sensie religii naturalnej), nie jest filozofią (nie jest traktatem teologicznym), nie jest moralizmem. Moim zdaniem, są to sformułowania przynajmniej ryzykowne i mogą wprowadzić wiele zamieszania. Dalsze wypowiedzi Kiko potwierdzają te obawy i budzą jeszcze większe zastrzeżenia. Kiko głosi: "Jezus Chrystus nie jest żadnym ideałem życia, Jezus Chrystus nie przyszedł po to, żeby dać przykład i żeby nas nauczyć zachować prawo ..." (s. 122). Wiadomo, że chodzi o coś więcej. Ale czy Jezus Chrystus nie jest modelem nowego człowieka, ideałem życia, czy sam nie mówi: "dałem wam przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem" (J 13,15). "Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem" (J 13,34). "Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje" (Mt 16,24). Św. Paweł pisze, że jest naśladowcą Chrystusa ( 1 Kor 11,1 ) i modli się, "abyście wzorem Chrystusa te same uczucia żywili do siebie" (Rz 15,5). Do Tesaloniczan pisze: "staliście się naśladowcami naszymi i Pana" (1 Tes 1,6). Odnośnie prawa sam Jezus mówi: "Nie przyszedłem znieść, ale je wypełnić (...). A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w Królestwie niebieskim" (Mt 5,17-20). ... Dlaczego więc apodyktycznie wypowiadać słowa, które są wyraźnie sprzeczne z Ewangelią? Nieco dalej Kiko mówi: "Ludzie myślą, że Jezus Chrystus przyszedł dać nam prawo jeszcze bardziej doskonałe od poprzedniego i że później On swoim życiem, swoją śmiercią (a zwłaszcza swoim cierpieniem) dał nam przykład, byśmy i my tak samo postępowali. I tak Jezus Chrystus redukuje się do ideału, do modelu, do przykładu życia. A tak nie jest. To znaczyłoby obrócić chrześcijaństwo w moralizm. Usprawiedliwienie człowieka następowałoby dzięki zachowaniu prawa za pomocą sakramentów. Tak myślą przeciętni ludzie: Jezus Chrystus dał nam sakramenty, byśmy zbliżając się do nich, mieli siłę do wykonywania nowego prawa; a ponadto dał nam przykład swoim życiem, jak gdyby mówił: Widzieliście, jak Ja postępuję? Dobrze. Wy też tak róbcie" (s. 123). - Czy Kiko nie czytał, że tak właśnie Pan Jezus mówił? (Por. J 13,15,34). Następnie czy prawdą jest, że redukuje się dzieło Jezusa Chrystusa do ideału, modelu, przykładu? - Kościół zawsze uczył o odkupieniu przez Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa, ale pedagogia Boża daje nam w Chrystusie również najdoskonalszy wzór do naśladowania. On Jest obrazem człowieka niebieskiego ( 1 Kor 15,49). W stosunku do kategorycznych stwierdzeń Kiko można mieć następujące zastrzeżenia: Po co szokować ludzi twierdzeniem, że chrześcijaństwo nie jest religią, podczas gdy jest religią "par excellence"?! Bliższe określenie że nie jest religią z sensie naturalnym, jest zwykle pomijane w Neokatechumenacie. Zresztą samo to określenie jest stosowane bardzo nieprecyzyjnie. Chrześcijaństwo nie jest filozofią, co nie przeszkodziło św. Justynowi głosić Ewangelię w todze filozofa. Kwestia, co rozumiemy przez filozofię. Gdyby rozumieć, że jest to światło na życie, to byłaby to filozofia najwyższej kategorii. Podobnie budzi zastrzeżenie stwierdzenie Kiko: "Chrześcijaństwo nie jest żadną doktryną, chrześcijaństwa nie można się nauczyć przez lekcje katechizmu ani przez studium teologii. Chrześcijaństwo jest nowiną, jest wydarzeniem historycznym. I tym różni się ono od wszystkich filozofii, od wszystkich religii" (s. 124). - Niewątpliwie! Ale czy można z tego powodu twierdzić, że chrześcijaństwo nie jest żadną doktryną? Przecież Chrystus Pan jest nie tylko wydarzeniem historycznym, ale przekazał nam określoną naukę o Bogu, o człowieku i jego powołaniu, o sposobie życia, o Królestwie Bożym itp. Trzeba trzymać się zdrowej nauki Kościoła, dlatego potrzebny jest katechizm i uprawiana jest św. Teologia, a przede wszystkim jest Nauczycielski Urząd Kościoła, który bezbłędnie przekazuje depozyt wiary. Wszystkie dokumenty Kościoła wymagają poważnego studium. Jak więc można mówić, że chrześcijaństwo nie jest żadną doktryną. Można powiedzieć: jest nie tyle doktryną, co wydarzeniem, ale zdanie, że nie jest doktryną, jest niezgodne z prawdą. Chrześcijaństwo nie jest moralizmem. Jest to oczywiste, ale w Neokatechumenacie słowo moralizm rozciąga się również na moralność. Myli jedno z drugim sam Kiko, skoro naśladowanie Jezusa Chrystusa i wypełnianie prawa, także tego bardziej doskonałego zawartego w Ewangelii, nazywa moralizmem (s. 123). Rodzi się więc pytanie: Czyżby i wskazania Ewangelii były moralizatorstwem? Podobnie należy odczytać słowa: "Bo jest faktem, że człowiek nie może realizować dobra. Ludzie gorszą się tym, bo mamy w sobie głęboki moralizm" (s. 127). Jest tu brak konsekwencji, gdyż samo pojęcie "moralizm" Kiko wyjaśnia prawidłowo (s. 135) jako domaganie się, by człowiek własnymi siłami pokonał grzech i czynił dobrze, ale niestety, to pojęcie "moralizmu" jest często nadużywane, podobnie jak pojęcie "religijności naturalnej". Rezultat jest taki, że atakując "moralizm", atakuje się niejednokrotnie i moralność. Niewłaściwe jest również rozumienie grzechu i jego skutków. Kiko twierdzi, że gdy człowiek zgrzeszy, "przychodzi śmierć istnienia. Ponieważ człowiek istnieje o tyle, o ile Bóg daje mu istnienie - kochając go, bo Bóg jest miłością ... Grzechem przeczy, że podporą naszego istnienia jest Bóg (...), głęboki korzeń, który daje życie mojej egzystencji, znika i umieram ontologicznie (...)!? Adamem i Ewą jesteśmy my. Co z nami się dzieje, gdy grzeszymy? - Doświadczamy śmierci ontycznej, śmierci istnienia, nieobecności Boga w nas i konsekwentnie utraty sensu życia" (s. 130). "Człowiek, gdy zgrzeszył, pozostał głęboko i radykalnie niezdolnym do życia. Jest umarły. Nosi w sobie posiew śmierci." (s. 131). "Bóg widzi w następujący sposób rzeczywistość człowieka: człowiek nie może czynić dobra, bo on odłączył się od Boga, bo zgrzeszył i stał się radykalnie bezsilnym i niezdolnym, stał się łupem demonów, stał się niewolnikiem złego ducha. Zły duch jest jego panem. I dlatego nic nie pomogą tutaj kazania, rady, ani wymagania, człowiek po prostu nie może" (s. 127). "Zbytecznym jest prawienie: kochajcie się, poświęcajcie się, chciejcie dla siebie nawzajem dobrze. Jeśli ktoś tego spróbuje, zamieni się w największego faryzeusza" (s. 133). Żądać od niego czegokolwiek jest moralizmem. "On nie może powstrzymać się od kradzieży, kłótni, zazdrości. On nie może inaczej i nie ma w tym jego winy. Nie zamieniajmy się w faszystów, którzy myśleli, że każdy człowiek może być takim, jakim postanowi sobie być" (s. 135). Jest to wypowiedź niezgodna z nauką Kościoła. Według nauki Kościoła Katolickiego ludzka natura przez grzech pierworodny została zraniona (KKK 417), a nie totalnie zniszczona aż do ontologicznego nieistnienia. Wizja człowieka w wydaniu Kiko jest zbyt pesymistyczna i sądzę, że nawet protestanci tak daleko nie idą. Na domiar złego towarzyszą jej obiegowe w Neokatechumenacie powiedzenia: ty się nie sprężaj, ty się nie wysilaj; a wszelkie pouczenia, zachęty w kierunku doskonałości chrześcijańskiej zaliczane są do moralizmu wbrew nakazom Ewangelii: "Bądźcie doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5,48). "Jeżeli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do Królestwa niebieskiego" (Mt 5,20) itp. Całe Kazanie na Górze można by na tej zasadzie zaliczyć do moralizmu!
Dzień VIII. Kerygmat (część 2 ).
Druga część Kerygmatu ma dwie wersje. Jedna paryska z r. 1978, druga wcześniejsza z Madrytu. Madrycka przedstawia Kerygmat zawarty w Dziejach Apostolskich i Listach św. Pawła. Są w niej krótko omówione następujące teksty: Dz 2,14nn; 13,16nn; Rz 4,23nn; 8,lnn; 10,8nn; 1 Kor 15,35nn. Teksty te można również wykorzystać na początku wersji paryskiej. W tej to wersji Kiko podkreśla znaczenie Soboru Watykańskiego II, który nie przemawia już w terminach jurydycznych na temat Odkupienia, lecz mówi o Misterium Paschalnym, w którym decydującą rolę ma Zmartwychwstanie. Rzeczywistość Zmartwychwstania, która w Kościele pierwotnym była czymś pełnym blasku, w ciągu historii przygasła, przesłonięta przez gęste chmury. "Te chmury moglibyśmy dzisiaj nazwać teologią i wielką ilością traktatów, które zalegają półki naszych bibliotek. Apostołowie nie znali żadnej teologii, bo teologia nie daje wiary. Apostołowie wyruszyli w świat, mając w sercu wewnętrzną pewność, mając doświadczenie, że Jezus Chrystus jest żywy. To, co oni obwieszczają, to i my wam obwieścimy za chwilę dziś wieczór. My nie przepowiadamy teologii, bo teologia nie daje wiary. Pan powiedział, że Duch będzie towarzyszył temu słowu, które oni przepowiadają, a nie teologia. Teologia nigdy nie daje wiary. Ja np. (tak jak wy) otrzymałem ten wiatr, którym jest chrześcijaństwo, poprzez słowo, które nazywamy odkupieniem". Tu Kiko poddaje krytyce uzasadniania konieczności odkupienia jako zadośćuczynienia za nieskończoną obrazę Boga. Nie jest to fałszywe tłumaczenie, stwierdza Kiko, ale nie kompletne, bo do tego potrzebne jest Zmartwychwstanie. Zmartwychwstanie według dotychczasowej nauki przychodzi dopiero na końcu jako chwalebny finał, żeby udowodnić, że Jezus jest Bogiem. Inaczej do tej sprawy podchodzi św. Piotr itd. "Mówienie o odkupieniu przenosi nas w świat abstrakcji. Czymś innym zaś jest historia, wydarzenie" (s. 149). Jest to niewątpliwie prawda, ale nie jest to wystarczający powód, żeby odrzucać teologię, która pomaga uchwycić istotę rzeczy i odpowiednio rozłożyć akcenty. To, co czyni Kiko w dalszym ciągu swej katechezy, jest również uprawianiem teologii. To, czego można sobie życzyć, to przede wszystkim większej wierności Ewangelii. Kiko np. twierdzi w tej katechezie, że "Barabasz był człowiekiem, który walczył o sprawiedliwość dla swojego ludu. Był powstańcem ..." (s. 153). Jest to dowolne stwierdzenie. Św. Jan nazywa go "zbrodniarzem" (J 18,40). Zasadnicza treść katechez zawierających Kerygmat. Na podstawie cz. 1. i 2. "Problem jest jeden: znajduje się on (tzn. człowiek) w niewoli u pana śmierci, diabła, z powodu strachu, jaki ma przed śmiercią" (s. 125). Nie chodzi tu o śmierć ciała, lecz o to, co niszczy człowieka w głębi jego osoby, co odczuwa jako zagrożenie dla siebie, boi się unicestwienia, czyli śmierci. Stanowi to barierę dla miłości bliźniego. Człowiek boi się, że żyjąc dla drugich, sam musi umrzeć. Ten strach przed śmiercią oddaje go w niewolę szatana (Hbr 2,14-15).
Dzień IX. A. Katecheza Carmen na temat Sakramentu Pokuty.
Katecheza ta ma charakter poufny (Carmen: wszystko, co wam dzisiaj powiem, nie jest przeznaczone dla ludzi, s. 177). W tej katechezie Carmen podejmuje najpierw rys historyczny. W Kościele pierwotnym pierwszą postacią (pierwszym wyrazem) Sakramentu Pokuty była ekskomunika (podkreślony jest przez nią wspólnotowy charakter grzechu!). Grzesznik musiał wyjść z Kościoła, czyli wykluczano go poza nawias wspólnoty. Powrót był możliwy dopiero po nawróceniu. Dniem pojednania był Wielki Czwartek. Przez cały okres pokuty grzesznikowi towarzyszy modlitwa Kościoła. Kiedy Kościół stał się masowy, trzeba było znaleźć nowy typ pokuty nie tak rygorystyczny. W Kościele pojawili się penitencjarze, którzy stosują taryfy ("spowiedź taryfowa", s. 187): za taki grzech taka pokuta. Zachodzi potrzeba wyznania grzechów, żeby wiedzieć, jaką należy nałożyć pokutę (?). Jako rzeczy zastępujące dawne ciężkie uczynki pokutne pojawiają się odpusty. W ciągu historycznego rozwoju Sakramentu Pokuty akcent przenosi się z nawrócenia na wyznanie grzechów, potem ekspiację i rozgrzeszenie, które z czasem powoduje magiczne rozumienie Sakramentu Pokuty. W XII wieku, obok wyznania grzechów, zaczyna się również podkreślać wagę absolucji (s. 190), która według Carmen jest wręcz niepotrzebna. "Wartość rytu nie leży przecież w absolucji. Bo faktycznie w Chrystusie wszyscy już mamy przebaczenie grzechów. Wartość rytu leży w tym, że on uzdalnia, przygotowuje człowieka do przyjęcia tego przebaczenia" (s. 193). Spowiedź z pobożności i kierownictwo duchowe suponują ujmowanie chrześcijaństwa jako drogi perfekcjonizmu" (s. 191). "Konieczność konfesjonału pojawia się wtedy, gdy zaczyna się upowszechniać sposób spowiedzi prywatnej, leczniczej, dewocyjnej, która pochodzi od mnichów" (s. 191). O konfesjonałach Carmen mówi: "... Te skrzynki są czymś niedawnym, świeżym" (s. 191). Swoją wypowiedź Carmen podsumowuje mówiąc: "I teraz rozumiecie, że wiele rzeczy, o których mówił Luter, miało uzasadnienie" (s. 191 ). Tak dochodzimy do Soboru Trydenckiego. Od Soboru Trydenckiego aż po wiek XX wszystko pozostaje niezmienne. Sobór Trydencki podkreślił jeden z walorów sakramentów. Sakramenty tymczasem mają dwa aspekty. Jeden to ten, że są one znakiem, który pomaga człowiekowi w przyjęciu przebaczenia (w przypadku Sakramentu Pokuty), a drugi aspekt to ten, że sakrament jest naprawdę skuteczny (...). Ale Sobór Trydencki skupia swoją uwagę na istocie rzeczy, na skuteczności i traci z oczu charakter znakowy sakramentu. Dlatego staje się teraz obojętne, czy przy Mszy używa się prawdziwego chleba, czy opłatka podobnego do papieru, czy wino pije tylko jeden czy wszyscy, bo sakrament w jednym i drugim wypadku spełnia się, a to jest najważniejsze" (s. 191-192). Tak więc podkreśla się skuteczność Sakramentu Pokuty dla przebaczenia grzechów i w tej sytuacji rozgrzeszenie kapłana staje się czymś absolutnym. W ten sposób spowiedź nabiera sensu magicznego tak dalece, że w mentalności wiernych do przebaczenia grzechów wystarcza sama absolucja. Dostałeś absolucję, wiec możesz być spokojny" (s. 191-192). Szkoda, że Carmen nie dostrzega ogromnego wysiłku Kościoła, żeby ludzi przygotować do owocnego korzystania z Sakramentu Pokuty. Określenie konfesjonału jako "skrzynki" a obecnej postaci Komunii św. papierowym opłatkiem jest wyraźnie pogardliwe. Nic dziwnego, że Carmen znowu prosi: "Ludziom tego nie mówcie, podkreślcie tylko charakter wspólnotowy grzechu i całego procesu pokutnego, władzę, jaką ma Kościół, odpuszczania grzechów i tym podobne" (s. 194).
Dzień IX. B. Kwestionariusz o Spowiedzi
Przeprowadza się go w grupach według pytań:
Zakończenie. "Człowiek współczesny z wielkim trudem zaakceptuje pokutę, jeżeli chrześcijanin ukazuje mu się jako reprezentant wspólnoty purytańskiej, wspólnoty zasiedziałej w swoim rzekomym nawróceniu, która doszła do mety swojej doskonałości raz na zawsze" (s. 207). "Kościół jest wspólnotą w ciągłej metanoi, w nawróceniu, w marszu (...), w drodze, zawsze w ruchu ku Bogu, wpatrując się w Boga. Na tej drodze towarzyszy jej światło Chrystusowe, promienne światło Oblicza ojcowskiego, którym jest Krzyż" (s. 207). Kiko nie bardzo wie jednak, co zrobić z taką postawą, jaką zachował św. Alojzy Gonzaga czy św. Domini Savio ze swoim postanowieniem: "raczej umrzeć niż zgrzeszyć". Obce jest mu także pojęcie łaski uświęcającej (s. 208). Dążenie do doskonałości chrześcijańskiej miesza z triumfalizmem (208).
Dzień X. Liturgia Pokutna.
Celebracja Liturgii Pokutnej ma charakter wspólnotowy. Zachowana jest jednak Spowiedź indywidualna, lecz w formie innej niż dotychczas. Liturgii przewodniczy prezbiter. Współcelebransi ustawiają się w kręgu twarzą do penitentów, również zgromadzonych w okręgu. Penitenci wyznają grzechy prezbiterowi na stojąco, potem klękają. Prezbiter wypowiada formułę absolucji, kładąc ręce na głowie penitenta. Potem podnosi go z klęczek gestem, który symbolizuje podźwignięcie z upadku. Pod adresem spowiedników Kiko kieruje polecenie: "Niech nie udzielają rad duchowych. Jeżeli ktoś ma jakieś problemy do omówienia, niech przyjdzie potem. Niech prezbiterzy administrują ten sakrament w formie krótkiej, bardzo serdecznej, wywyższając w króciutkiej nauce miłosierdzie Boga, który ze Śmierci i Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa wyprowadza dla człowieka odrodzenie i uświęcenie" (s. 212). "Siła tej liturgii leży w Słowie Bożym, które przywołuje ludzi do nawrócenia, i które stawia nam przed oczy drogę pokutną, drogę nawrócenia, na której można będzie naprawdę dojść do zbawienia i doświadczyć przebaczenia grzechów. Ta droga jest katechumenatem, długą drogą nawrócenia ku wodom chrzcielnym" (s. 213). Wygląda tak, jakby Pan Bóg przebaczał na raty. Carmen stwierdza, że my dziś żyjemy w czasie przejściowym, w którym sakrament Pokuty jest dość zakryty i nie bardzo się go rozumie" (s.213). Wypowiedź ta pozostaje w związku twierdzeniem Carmen, że po Soborze Trydenckim "rozgrzeszenie staje się czymś absolutnym", a "spowiedź nabiera sensu magicznego" (s. 192). Kiko konkluduje "z wielką radością": "Prawdziwe odrodzenie Sakramentu Pokuty narodzi się z odrodzeniem najpierw Sakramentu Chrztu. Gdy się odnowi katechumenat w Kościele, to również pojawi się we właściwym świetle Sakrament Pokuty (...). Odnowienie katechumenatu będzie również pośrednio odnowieniem Sakramentu Pokuty" (s. 195). Celem celebracji Liturgii Pokutnej jest nawrócenie. "Nawróćcie się (...). To oznacza nie żądać od ludzi niczego, ale zaofiarować im drogę i światło" (s. 209). Po spowiedzi następuje uroczysta modlitwa dziękczynna celebransa w formie prefacji, odmówienie modlitwy "Ojcze nasz" i udzielenie sobie nawzajem znaku pokoju w formie uścisku lub pocałunku. Na zakończenie Liturgii Pokutnej jest agapa.
Dzień XI. Wieczór wymiany doświadczeń.
Po przeżyciu Liturgii Pokutnej przeznacza się jeden wieczór na wymianę doświadczeń. Wszyscy powinni coś powiedzieć o swoim doświadczeniu pozytywnym lub negatywnym na temat dotychczasowych katechez i Liturgii Pokutnej według następujących pytań: Czy katechezy posłużyły ci do czegoś i dlaczego? Jakie jest ogólne wrażenie z całości i czy myślisz kontynuować te katechezy? Nie chodzi o dyskusję lecz o osobiste doświadczenie. Na koniec zaleca się poinformować ludzi o konwiwencji, od której zaczyna się droga neokatechumenalna (s. 225).
Dzień XII. Abraham.
Historia Abrahama, zdaniem Kiko pozwala zakosztować, czym jest Słowo Boże. "Katechumenat będzie się opierał fundamentalnie na Słowie Bożym, na otwieraniu tych ksiąg, które czerpią swoją żywotność ze zgromadzenia ludu Bożego. Te Księgi same z siebie są tylko kartą papieru i martwymi literami, ale wewnątrz Kościoła, który ma wiarę w Ducha Świętego, nabierają życia i objawiają Boga pośród nas, zbawiając nas" (s. 228). Pouczająca historia Abrahama w interpretacji Kiko ma ukazać naszą drogę wyjścia z różnych uzależnień oraz idoli do oparcia wszystkiego na wierze w Słowo Boże. Centralna myśl tej katechezy wydaje się słuszna, choć niektóre wyrażenia są szokujące i mogą wprowadzać w błąd. Budzą również zastrzeżenia niektóre szczegóły. Przede wszystkim kategoryczne stwierdzenie Kiko, powtarzane powszechnie w Neokatechumenacie, że Abraham był politeistą (s. 230), które nie ma potwierdzenia w Piśmie św. Zbyt dowolna jest także próba odtworzenia przeżyć Abrahama od strony psychologicznej. Jest ona przykrojona do przeprowadzenia własnej - zresztą słusznej - tezy, że wszystkie ludzkie rachuby są zawodne i trzeba oprzeć się na Słowie Bożym. Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem Kiko: "Abraham jest Słowem Bożym do ciebie. W tym Słowie Bóg chce oświecić twoją rzeczywistość i chce ci powiedzieć, czym jest wiara" (s. 235). Ale twierdzenie, że "Abraham jest człowiekiem zbankrutowanym" (s. 235), któremu wiele w życiu się nie udało (s. 327), jest nadinterpretacją, służącą do stwierdzenia: "Jeżeli tego wieczoru znajduje się ktoś w takiej sytuacji, w jakiej był Abraham, jeżeli ktoś ciągnie za sobą życie, które uważa za zbankrutowane i bez sensu, jeżeli ktoś czuje się zmęczony i pozbawiony szczęścia, to dzisiejszego wieczoru Bóg także do niego mówi: Ja dam ci sens. Ja dam ci szczęście, chodź za Mną. Ja dam ci, czego szukasz" (s. 237-238). Te katechezy są wołaniem Boga do wszystkich tych, którzy znajdują się w Ur, by wyszli, by puścili się w drogę. Bo Abraham jest również figurą Katechumenatu (s. 238). Bóg znalazł środek zaradczy na twój krzyż ... w Jezusie Zmartwychwstałym" (s. 245). Charakterystyczne dla Neokatechumenatu a niepokojące jest w tej katechezie sformułowanie: "Dlatego chrześcijaństwo jest dobrą nowiną dla ludzi biednych, słabych wewnętrznie, nieszczęśliwców. Chrześcijaństwo nie wymaga absolutnie niczego od nikogo. Daje wszystko w drodze" (s. 241).
Dzień XIII. Wyjście.
Jest to druga katecheza, która ma być "skosztowaniem Słowa Bożego", zanim w specjalnym rycie członkowie wspólnoty otrzymają z rąk biskupa Biblię. Historia wyjścia z Egiptu jest Słowem Bożym dla nas ("Historia tego ludu jest twoją historią i moją", s. 251). Bóg daje się poznać temu ludowi, bo ten lud ma być Słowem Bożym dla całej ludzkości" (s. 253). Izrael znaczy "Mocny Bogiem". W walce z Bogiem Jakub przekonywa się o swojej słabości i o mocy Boga. Dlatego domaga się błogosławieństwa, bo wie, że ono się spełni. Istotnie Izrael jest najmocniejszy ze wszystkich narodów, bo ma sprzymierzeńca w Bogu i jest Jego ludem. Błogosławieństwo to przeszło na nas, którzy jesteśmy nowym Izraelem". Prawdziwym Izraelem nie jest ten Izrael, który nosi to imię, ale ten, w którym to słowo "Izrael" spełnia się i realizuje" (s. 249). Historia Mojżesza jest ukazaniem mocy Boga, który wyprowadza swój lud z niewoli egipskiej. "Tej nocy Jahwe przechodzi z ręką potężną i ramieniem podniesionym, żeby uwolnić swój lud i zniszczyć nieprzyjaciela (...). Cały lud puszcza się w drogę w karawanie, we wspólnocie, ku wyzwoleniu, mając pośród siebie kogoś, kto jest jego głową" (s. 252). Na Synaju Bóg zawiera z nimi przymierze i w ten sposób stają się Jego ludem. Tam otrzymują Prawo. Ponieważ raz po raz się buntują, tylko dzieci tych, którzy wyszli z Egiptu, wejdą do ziemi obiecanej. Jest to wydarzenie pierwotne, typiczne, które stało się Słowem Bożym na wieki dla wszystkich pokoleń i narodów. Analogicznie przebiega życie Jezusa przedstawione graficznie według schematu: Z Egiptu wezwałem Syna a Chrzest w Jordanie a Pustynia i 3 pokusy a Kazanie na Górze a Krzyż a Zmartwychwstanie. Jest to historia każdego z nas, stąd pytanie do katechizowanych: w którym miejscu się znajdujesz? Wszystkie te wydarzenia mówią o jednym, że Bóg przełamuje wszystkie nasze śmierci, które nas trzymają w swych okowach i On łamie krąg niewoli egipskiej (...) i otwiera drogi prowadzące do Ziemi Obiecanej (s. 259). Izraelici obchodzili w związku z tymi wydarzeniami święto Paschy 14. Nizan. Tej nocy Izraelici obchodzą wyjście z niewoli i przejście do wolności, ale nie w formie historycznej, lecz sakramentalnej, tzn. że wszystko się uobecnia. My dziś również możemy tego doświadczyć. Historia wyjścia realizuje się w pełni w Jezusie Chrystusie. "To Słowo Boże wypełniło się w Jezusie Chrystusie. On był jedynym, który zaakceptował rzeczywiście całe Słowo. W Nim Paschalna Liturgia Żydowska - Pascha - stała się Ciałem. Chrystus, kiedy przed Nim pojawił się Krzyż (...), nie wątpił w Boga (...). W obliczu Krzyża nie zbuntował się (...). Dlatego Ewangelie przedstawiają Jezusa Chrystusa jako prawdziwego Izraela, bo w Nim wypełnia się Słowo Boże, bo On jest Słowem, które stało się Ciałem" (s. 261). Miejmy nadzieję, że nie w tym znaczeniu, w jakim rozumie to św. Jan na początku swej Ewangelii!
Dzień XIV. Kwestionariusz o Słowie Bożym.
Najpierw wypełnia się w małych grupach kwestionariusz zawierający pytania:
Te pytania mają przygotować audytorium na katechezę o Słowie Bożym i Piśmie św. W tej katechezie chodzi o to, żeby ludziom powiedzieć ważne rzeczy na temat, "czym jest ta księga, która zacznie być dla nas Księgą pracy, jakby podręcznikiem na cały okres katechumenatu. Ona będzie też Księgą modlitwy dla tych braci, którzy zaczną iść drogą katechumenatu" (s. 268). Trzeba wyjaśnić najpierw, jak powstała Biblia, podać ogólną panoramę historii zbawienia, a następnie skupić uwagę na różnicy między Słowem Bożym i Pismem św. Różnica ta jest zasadnicza. "Słowo Boże, które jest interwencją Boga, wydarzeniem, działaniem Boga, wyprzedza Pismo św. (s. 286), towarzyszy Pismu św. i przewyższa je (s. 290). Pismo św. jest jakby szkieletem, dopiero we wspólnocie nabiera życia. "Zgromadzenie chrześcijańskie, które proklamuje Pismo św., jest zawsze czymś więcej, niż sama Księga - to Duch daje im życie" (s. 290). Kościół nie rodzi się z pism. On nie jest religią Księgi" (s. 274). "Ta Księga bez Kościoła, bez ludu, który jest jej świadkiem, jest martwą literą" (s. 285). Żeby tan szkielet wypełnił się ciałem, trzeba żeby je otworzył ten, kto jest świadkiem Pisma św., bo ono się wypełnia w jego życiu. Tylko ten, kto napisał tę Księgę, ma władzę ją otworzyć, bo ta Księga jest zapieczętowana. Poganin nie rozumie z niej nic. Bo chrześcijaństwo nie jest literą, ono jest wydarzeniem. Ono jest doświadczeniem życiowym (...). Tym pismom dają życie ci, w których one się wypełniają. (...) Bo to, co się w nich znajduje, jest rzeczywistością przez nich przeżywaną (...). ale ci, którzy nie doświadczyli niczego z tych rzeczy w swoim wnętrzu, tym to Pismo nic nie mówi" (s. 285). Niewątpliwie prawdą jest, że trzeba mieć doświadczenie tych rzeczy, aby cokolwiek zrozumieć z Pisma św., i trzeba przyjąć "że wydarzenie, które jest tutaj opowiadane, jest wydarzeniem Kogoś, kto działa także w tobie" (s. 285), ale budzą zastrzeżenia zbyt radykalne wypowiedzi. Kiko stwierdza: "Jest dla nas trudne do zrozumienia, bo mamy mentalność zachodnią i przyzwyczajeni jesteśmy do racjonalistycznej teologii. Miejmy nadzieję, że Kościół będzie coraz mniej opierał się na tego typu teologii hellenistycznej, która chce poszufladkować i uporządkować w schematy racjonalne całe chrześcijaństwo, podczas gdy chrześcijaństwo jest zasadniczo wydarzeniem (...). Jest rzeczą straszną, kiedy chcemy ująć chrześcijaństwo w schematy teologii, która na nic innego się nie przydaje, jak do naszego upodobania intelektualnego, żeby być pożywką naszej próżności i żebyśmy poprzez te wiadomości teologiczne mogli panować nad innymi" (s. 271). W sukurs pospiesza Carmen, twierdząc: "Słowo dla Izraela oznacza działanie. My natomiast przychodzimy z mentalności hellenistycznej, w której słowo jest logosem, ideą, myślą. Dlatego z trudem to rozumiemy. U nas zawsze mówiło się o objawieniu zamiast o Słowie. Objawienie jest zawsze jakąś abstrakcją, jakąś ideą. Objawienie w Seminariach jest w gruncie rzeczy jakimś zespołem prawd, traktatów, w których Pan Bóg chciał powiedzieć pewne rzeczy. Dla Izraela tak nie było. Słowo jest tu wydarzeniem, a wydarzeń nie można w całości ująć w Pismach" (s. 286). Myślę, że Carmen byłaby w kłopocie, tłumacząc początek Ewangelii św. Jana. Można tu bowiem dojść do sprzeczności: Na początku było Słowo (= wydarzenie), Słowo (wydarzenie) było u Boga i Bogiem było Słowo (wydarzenie?). Nie da się więc ograniczyć Słowa Bożego do samego wydarzenia. Chrystus Pan jest nie tylko wydarzeniem, ale Prawdą i Mistrzem - Nauczycielem. Kościół od początku uczył, że Słowem Bożym są "dicta et facta" (Dei Verbum 2). Bezpieczniej więc odwołać się do Katechizmu Kościoła Katolickiego niż forsować tezę, że Słowem jest samo wydarzenie. Kościół zawsze uczył, że Objawieniem Bożym jest Pismo św. i Tradycja, w której przekazywane jest Słowo Boże we wspólnocie Kościoła. Natomiast twierdzenie, że "Zgromadzenie chrześcijańskie, które proklamuje Pismo św., jest zawsze czymś więcej niż sama Księga" jest co najmniej ryzykowne, bo można by rozumieć, że w ten sposób dopełnia się Objawienie zamiast je głębiej rozumieć i nim żyć.
Dzień XV. Liturgia Słowa. Wręczenie Biblii.
Podobnie jak po pierwszej części katechez, w której zostaje obwieszczony kerygmat - Dobra Nowina, o tym, że Jezus Chrystus został posłany przez Boga, żeby nas uwolnić od śmierci, od grzechu, dzięki czemu możemy mieć życie wieczne, była liturgia pokutna, która poprzez sakrament otworzyła nam drogę do przebaczenia grzechów w zwycięstwie Chrystusa Zmartwychwstałego, tak po zakosztowaniu Słowa Bożego na przykładzie Abrahama i wyjścia, następuje liturgia Słowa jako odpowiedź na usłyszane Słowo Boże. To Słowo trzeba otrzymać od Kościoła. Nie wolno go interpretować po swojemu. Ono musi być połamane dla słuchających jak chleb przez Kościół (s. 291). Chrystus Zmartwychwstały, obecny w zgromadzeniu, sprawi, że to Słowo rozlegać się będzie szerokim echem w naszym zgromadzeniu i zapładniać życie. Liturgię prowadzi biskup lub proboszcz. Przebieg jest następujący: po pozdrowieniu przewodniczącego, którym jest biskup lub proboszcz, następują lektury w Pisma św., które poprzedza zawsze prowadzenie. Czyta się teksty:
Po tych lekturach następuje Echo Słowa (każdy może wtedy powiedzieć, jakie światło otrzymał w tych lekturach na swe życie) i homilia Przewodniczącego. Po homilii następuje wręczenie Biblii poszczególnym uczestnikom. Wręczając Biblię przewodniczący zwraca się po imieniu i mówi: "Janie (Barbaro ...), przyjmij obietnice uczynione twoim ojcom. Przyjmij je jako wypełnione w Panu naszym Jezusie Chrystusie. Niech to Słowo przez ciebie przyjęte z wiarą zaprowadzi cię do życia". Po śpiewie "Amen, amen, amen" następuje Modlitwa wiernych, "Ojcze nasz", Pocałunek pokoju, Błogosławieństwo Przewodniczącego i Agapa. Liturgię Słowa praktykuje się w Neokatechumenacie regularnie w połowie każdego tygodnia.
Konwiwencja.
Konwiwencja trwa od późnego wieczoru w piątek do południa w niedzielę. Odbywa się zawsze na obcym terenie, aby oderwać się od spraw codziennych.
Piątek
Właściwa konwiwencja zaczyna się liturgią światła w piątek około godz. 22.30. Poprzedza ją wprowadzenie ogólne, w którym wyjaśnia się sens liturgii światła, tłumacząc symbolikę ciemności (symbol naszej sytuacji grzechu i śmierci) oraz światła (symbol Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego), które oświeca rzeczywistość. Po wprowadzeniu gasną dokładnie wszystkie światła na 2-3 minuty. Potem wchodzi na salę Celebrans, niosąc zapalony Paschał. Po drodze Celebrans śpiewa: "Chrystus jest naszym światłem i zbawieniem". Wszyscy odpowiadają: "Alleluja". Po odśpiewaniu całości daje się wstęp do lektury 1 J 1; 2,1-11; 3,13-24. Po tej lekturze ma miejsce homilia, modlitwa wiernych, "Ojcze nasz" i błogosławieństwo. Po liturgii światła zachowuje się całkowite milczenie do modlitwy porannej. We wstępie do lektury św. Jana Kiko głosi: "Niech się nikt z was, bracia, tutaj nie przeraża, że w tym momencie nie kocha swego brata. Ty musisz być przekonany co do tego, że ta sala jest pełna zabójców, ale że Jezus Chrystus właśnie do nich przychodzi. Jezus Chrystus łotrowi, który jest ukrzyżowany obok Niego, mówi: "Ty dzisiaj będziesz ze mną w raju". Wszystkie jego zabójstwa, wszystkie jego kradzieże nie liczą się. Jezus przychodzi do chorych. On siada do stołu z grzesznikami, a ludzie się tym gorszą. Ale właśnie chorzy potrzebują lekarza ..." (s. 304). Nasuwa się pytanie, czy z tego, że Chrystus przychodzi do grzesznika, wynika, że "wszystkie jego zabójstwa, wszystkie jego kradzieże nie liczą się"? Kiko stwierdza dalej: "Nasz problem leży w tym, że my się uważamy za osoby uodpornione, zaszczepione w chrześcijaństwo tradycyjne i wierzymy, że wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, wszyscy jesteśmy chrześcijanami, bo jesteśmy przecież ochrzczeni, byliśmy u I Komunii św., chodzimy na msze niedzielne, nie kradniemy i nie zabijamy i dlatego wszystko jest w porządku. Dzięki Bogu, że dzisiaj te rzeczy ulegają zmianie, że jest coraz więcej ludzi, którzy uznają, że nie są chrześcijanami, bo z tym naszym chrześcijaństwem nie osiągnięto niczego dobrego ..." (?, s. 306). Dalej Kiko stwierdza: "My nie byliśmy chrześcijanami, nie znaliśmy w ogóle chrześcijaństwa, jesteśmy przedchrześcijanami. Nigdy nie zetknęliśmy się na serio ze Słowem Bożym, nigdy nie przyjęliśmy nowego Ducha zesłanego nam z nieba i dlatego nie daliśmy owoców, zaś nasze chrześcijaństwo było obrazą Boską i ludzką" (s. 306). Tutaj Kiko zapomina o swoim wcześniejszym twierdzeniu, że Pana Boga nie można obrazić (s. 199). - Można i trzeba krytycznie myśleć o swoim chrześcijaństwie, ale czy aż tak krytycznie?
Sobota
Około godz. 9-tej rozpoczyna się poranną modlitwę Kościoła - Laudesy. Jako lekturę czyta się zazwyczaj Rz 7,14-25; 8,l;17a. Po tej lekturze Celebrans mówi krótką homilię. We wstępie do tektury zwraca się uwagę, że zawiera ona podstawowe punkty kerygmatu: opisuje ona najpierw sytuację człowieka, jego bezsilność, niemożliwość wyjścia z siebie i czynienia dobrze, niemożność kochania ... Z tej sytuacji wyzwala nas Jezus Chrystus, dając nam swojego Ducha Świętego (s. 308). Po śniadaniu około godz. 11-tej przeprowadza się w grupach kwestionariusz dotyczący Eucharystii. Pytania są następujące:
Kwestionariusz ten przygotowuje do katechezy o Eucharystii.
Pierwsza część katechezy na temat Eucharystii: święto Paschy.
Katecheza Carmen o Eucharystii jest szczegółowym przedstawieniem Paschy żydowskiej, w której Jezus Chrystus "niczego nie wymyśla", tylko ją spełnia i realizuje. "Eucharystia - Ostatnia Wieczerza. - jest wielką liturgią, której Jezus Chrystus (...) przewodniczy jako wielki Liturg, w czasie której On nie wymyśli absolutnie niczego" (s.320). Według Carmen Pascha żydowska jest "pamiątką, która realnie uobecnia Boga" (s.319). Objawienie się Boga wywołuje ze strony człowieka natychmiastową odpowiedź. Jest to "wysławianie, wesele, święto, ogromna radość" (s. 312), wdzięczność. Dla Żydów jest to Beracha, dla pierwotnego Kościoła Eucharystia. "Pascha dla Izraela jest świętem, w czasie którego Bóg jest całkowicie obecny (...). Pascha żydowska streszcza Boga obecnego w historii. Ona jest tym mniej więcej dla nich , czym dla nas obecność Boga w Eucharystii. Jezus Chrystus w niej rzeczywiście jest obecny. Tej nocy Jahwe jest absolutnie obecny ..." (s. 319). Według Carmen Pascha żydowska miała charakter sakramentalny (s. 320), jest "memoriałem Wyjścia z Egiptu". Słowo "memoriał" streszcza w sobie to, czym dla nas jest "sakrament" (s. 320). "Interwencja Boga, która polegała na wyprowadzeniu Izraela z Egiptu i wszystkie inne konkretne, historyczne interwencje Boga, w których Izrael dostrzegł działanie Boga w swoim życiu, że się przełamują pierścienie niewoli, że się otwierają drogi ku wolności, że wprowadza ich na drogę itp. Ta interwencja Boga wywołuje w nich natychmiast odpowiedź, którą będzie Pascha, wielkie święto, Wielka Eucharystia Paschalna" (s. 312). "Eucharystia jest z istoty swej odpowiedzią, proklamowaniem, wyznawaniem, a także dziękczynieniem (...) składanym Bogu za Jego Słowo, które staje się obecnym w trakcie czynności liturgicznej" (s. 313). "Kościół pierwotny, gdy doświadczył Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego (...), pierwsze, co uczynił, to było opiewanie tych rzeczy, celebrowanie Eucharystii, radowanie się i proklamowanie wielkich dzieł, które Bóg z nimi uczynił" (s.313). Eucharystia byłaby według Carmen opiewaniem, proklamowaniem Zmartwychwstałego Pana. Ważne jest jednak, jak Carmen rozumie to Zmartwychwstanie. Wydaje się, że to, co głosi Carmen, jest sprzeczne z opisem Ewangelii. "A gdzie oni Go zobaczyli? Widzieli Zmartwychwstałego Pana jako jakiegoś upiora? - Nie. Oni Go zobaczyli w sobie samych. Oni byli ludźmi zgromadzonymi przez niego, ludźmi, których przedtem krzyż rozproszył, którym krzyż pokazał wszystkie ich grzechy. Jezus Chrystus umierający na krzyżu sprawił, że Piotr poznał siebie jako grzesznika. Krzyż Chrystusa rozproszył ich wszystkich, a Jezus Chrystus Zmartwychwstały i ustanowiony Duchem dającym życie, teraz ich na nowo jednoczy i czyni z nich pierwszy "Kościół" - jako dzieło Boże, jako dzieło żywego Ducha Zmartwychwstałego Chrystusa, który jednoczy Apostołów i który stwarza pierwszą wspólnotę między ludźmi. Połączył ich w jedno Duch Święty, Duch Zmartwychwstałego Chrystusa "(s. 313-314). Jeżeli do tego dodać jeszcze twierdzenie Carmen, że "Jezus nie wymyślił Eucharystii" (s. 318), że w czasie Ostatniej Wieczerzy Jezus nie wymyśla niczego", to mamy do czynienia z nauką obcą Kościołowi. Natomiast rzeczą słuszną jest podkreślanie doniosłości Paschy Żydowskiej, która spełnia się w Chrystusie. Chrystus "spełnia Paschę, realizuje ją" (s. 320). "Jezus Chrystus jest wypełnieniem, pełnią Paschy" (s. 338). "On jest Paschą, która stała się Ciałem" (tamże). Trzeba jednak pamiętać, że Pascha Żydowska była tylko figurą Paschy Chrystusowej, "cieniem spraw przyszłych, a rzeczywistość należy do Chrystusa" (Kol 2,17; Hbr 8,5). "Pascha Chrystusa jest wydarzeniem wyjątkowym, to znaczy, że ofiara jest nierozerwalnie związana ze Zmartwychwstaniem (...). Wydarzenie Paschalne to Zmartwychwstanie obejmujące ofiarę, przejście przez śmierć. Upamiętniamy to Wydarzenie Paschalne w całej jego rozciągłości" (P.A. Liege, Zrozumieć Eucharystię, Cerf - Znak - Kairos, 1996); w katechezie Carmen powinna być uwzględniona metafora baranka. Nadmiernie rozwinięte są inne "znaki" (s. 353), a odczuwa się brak omówienia tej ważnej metafory, z wielką szkodą dla pełnego zrozumienia Misterium Paschalnego.
Druga część katechezy o Eucharystii. Historia Eucharystii
Carmen ukazuje tę historię z nadmiernym krytycyzmem, twierdząc, że w ciągu wieków zagubił się sens Eucharystii. Na pytanie, czym była w pierwotnym Kościele Eucharystia, Carmen odpowiada: "To objawienie się Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego, ten Duch objawiony ludziom i udzielany im, który daje im uczestnictwo w dziele Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego" (s. 342). To jakby drzewo życia, eksplozja życia. W ciągu całej katechezy Carmen kładzie akcent na Zmartwychwstaniu, które według niej w ciągu wieków pokrywało się różnymi warstwami do tego stopnia, że my dzisiaj z trudem dostrzegamy w naszej Mszy Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa" (s. 342). Carmen nie przeczy, że Eucharystia jest ofiarą Jezusa Chrystusa. Powiedział to bowiem Sobór Trydencki (s. 351), ale w dotychczasowym przeżywaniu i rozumieniu Eucharystii upatruje wpływ mentalności pogańskiej. "Ale przede wszystkim rzuca się w oczy to, że ci ludzie o mentalności nadal pogańskiej patrzą na liturgię chrześcijańską poprzez oczy swojej religijności naturalnej: idea ofiary na pierwszym miejscu. Notuje się tu regres totalny do Starego Testamentu, który już został przezwyciężony nawet przez samego Izraela" (s. 351). "Dlatego, gdy później, w wiekach średnich rozgorzeją teologiczne spory na temat ofiary, to będą to w dużej mierze spory o coś, co wcale nie istnieje w Eucharystii pierwotnego Kościoła. Bo w religiach ofiara ma zupełnie inny sens, dlatego tamci chrześcijanie widzą tylko jeden aspekt, że tam jest mianowicie ktoś, kto się składa w ofierze, a nim jest Jezus Chrystus. Dostrzegają w Eucharystii tylko ofiarę Jezusa Chrystusa na krzyżu. I to doszło aż do naszych dni. Jeżeli zapytacie ludzi: "Co widzisz we Mszy św.?" - wszyscy ci odpowiedzą: "Kalwarię". I tak powoli przykrywa się coraz grubszą powłoką Paschę" (s. 352). Myślę, że problem jest w tym, że Carmen jednostronnie rozumie Paschę Żydowską. Przede wszystkim nie zauważa głębokiej symboliki baranka. Tymczasem czytamy w Piśmie św.: "Mojżesz zwołał wszystkich starszych Izraela i rzekł do nich: Odłączcie i weźcie baranka do waszych rodzin i zabijecie jako Paschę" (Wj 12,21). Na pytanie, cóż to za święty zwyczaj, odpowiecie: "To jest ofiara Paschy na cześć Pana" (Wj 12,2). "Synowie Izraela pokropią krwią baranka odrzwia i progi domu. Krew będzie dla was znakiem" (Wj 7,13). Ta krew ratowała od śmierci. Analogicznie Krew Chrystusa: "Zostaliście wykupieni drogocenną Krwią Chrystusa, jako baranka niepokalanego" ( 1 P 1,19). "Chrystus bowiem został złożony w ofierze jako nasza Pascha" (1 Kor 5,7). Sobór Watykański II w Konstytucji o Liturgii uczy: Zbawiciel nasz podczas Ostatniej Wieczerzy tej nocy, kiedy został wydany, ustanowił eucharystyczną ofiarę Ciała i Krwi swojej, aby w niej na całe wieki, aż do swojego przyjścia, utrwalić ofiarę Krzyża i tak umiłowanej Oblubienicy - Kościołowi - powierzyć pamiątkę swej Męki i Zmartwychwstania: Sakrament Miłosierdzia, Znak jedności, węzeł miłości, ucztę paschalną, w której pożywamy Chrystusa, w której dusza napełnia się łaską i otrzymuje zadatek przyszłej chwały (Sacrosanctum Concilium 47). Z ulgą trzeba stwierdzić, że tu jest wszystko. Pięknie rozłożone akcenty. Tymczasem dla Carmen jest to tylko Sacrificium laudis - hymn pochwalny dla Zmartwychwstania, a ofiara Chrystusa i ofiarowanie siebie "z Hostią czystą, świętą i niepokalaną" jest czymś, od czego się ona dystansuje (s. 350). O wiele poważniejszą rzeczą jest pojmowanie obecności Jezusa w Eucharystii. "Powiedziałam przedtem, że Kościół pierwotny nigdy nie przeżywał żadnych problemów związanych z realną obecnością Chrystusa w Eucharystii. Gdyby ktoś zapytał św. Piotra, czy Chrystus jest obecny w Eucharystii, zdziwiłby się takim pytaniem, bo on sobie w ogóle go nie stawiał. Dla niego Chrystus jest rzeczywistością żyjącą. On dokonuje swojej Paschy (przejścia) i pociąga za sobą Kościół. Nie ma dla niego partykuł czy tym podobnych rzeczy (...). Ale wyobraźcie sobie, że teraz z nastaniem tych wszystkich filozofii i teologii eucharystycznych dochodzimy do swego rodzaju obsesji na tle, czy Chrystus jest obecny w chlebie i winie i jak jest obecny. Mogłabym wam pokazać całe księgi, w których są zawarte kontrowersje na ten temat, a z których uśmiać by się można. Prawdziwa teologia jest śpiewem pochwalnym dla Boga, a sama Eucharystia jest najdoskonalszą pieśnią uwielbienia Boga, bo Bóg dał się nam poznać. Szesnastowieczne teologie o Eucharystii stają się elukubracją umysłową na ten temat, nie opartą o żadne doświadczenie, nie wypływającą z tego "poznania" biblijnego, z którego wypływa jako swego źródła Eucharystia. Całe misterium ogniskuje się na problemie obecności i protestanci mówią tak ..., Kalwin mówi ..., że Kościół Katolicki nabawia się tutaj pewnej obsesji na temat rzeczywistej obecności: rzeczywista obecność staje się dla niego wszystkim. W tym klimacie wyrosły wielkie wystawienia Najśw. Sakramentu, które nigdy w Kościele nie istniały, bo obecność Jezusa Chrystusa była dla celów liturgii eucharystycznej, a nie na odwrót. Chleb i wino nie są po to, by je wystawiać, bo one z natury swojej ulegają szybkiemu psuciu się (...). Chleb jest przeznaczony na ucztę, żeby nas prowadzić do Paschy, do przejścia. Obecność rzeczywista jest zawsze środkiem, który ma nas prowadzić do celu, którym jest Pascha. To nie jest coś absolutnego, Jezus Chrystus jest obecny w funkcji misterium paschalnego. Tymczasem od czasów Soboru Trydenckiego Mszę św. celebruje się po to, żeby "przechowywać" Jego obecność i żeby ją umieścić w tabernakulum (...). W ten sposób przekształciliśmy Eucharystię, która była śpiewem ku czci Chrystusa Chwalebnego, w Boskiego więźnia w tabernakulum" (s. 360). "Powstają różne nabożeństwa eucharystyczne, adoracje, liczne przyklęknięcia w czasie mszy, podniesienie, żeby wszyscy adorowali ..." (s. 361 ). W krytyce dotychczasowych form znowu pojawia się u Carmen określenie: "chleb w formie papierowej bibułki" (s. 365). Po tych wszystkich krytykach Carmen zwraca się do audytorium: "Macie wielkie szczęście, że mogliście słyszeć o tych rzeczach, bo wielu ludzi żyje w ignorancji. Te katechezy dla niektórych będą nowością a dla innych zgorszeniem" (s. 366). - Trudno się nie gorszyć, skoro Carmen uczy inaczej niż Nauczycielski Urząd Kościoła. Na szczęście w następnej katechezie Kiko w pewnej mierze koryguje wypowiedź Carmen, mówiąc: Także wczoraj, gdy mówiliśmy o tabernakulum, o przechowywaniu Najśw. Sakramentu, pewno myślicie: co się tutaj dzieje? Czy już w tabernakulum nie ma Jezusa Chrystusa? Ależ nie, na miłość Boską. Tu się nie rozumiemy. Nie to miałem na myśli. Zawsze jest ktoś, kto nie rozumie i gorszy się. Istnieje sytuacja liturgiczna posiadająca w sobie wiele nadużyć. Jednym z tych nadużyć było to, żeśmy większą wagę przyznawali obecności Chrystusa w tabernakulum i przechowywaniu w nim Najśw. Sakramentu, niż samej Eucharystii. To doprowadziło do tego, że w Konstytucji o Liturgii mówi się, że kiedy odprawia się mszę to nie może być jednocześnie wystawiony w ołtarzu Najśw. Sakrament; że lepiej jest usunąć tabernakulum z nawy głównej i umieścić gdzieś w nawie bocznej, żeby nie kierowało myśli obecnych na Mszy na inne tory. To się znajduje w dokumentach soborowych. Czy to ma oznaczać, że my jesteśmy przeciwko obecności Jezusa w tabernakulum? - Nie. Na miłość Boską, nie. Ja dużo czasu spędzam na adoracji Najśw. Sakramentu" (s. 384). W ten sposób Kiko ratuje sytuację. Z katechezy Carmen bowiem wynika zupełnie co innego. Nie dziwi więc zaniepokojenie słuchaczy po wysłuchaniu katechezy Carmen, których tak energicznie uspokaja Kiko. Pozostaje pytanie, dlaczego w takim razie powiela się te katechezy bez żadnych poprawek na cały świat?! Pod adresem Kiko i Carmen należałoby skierować uwagi ks. Wacława Hryniewicza z książki "Chrystus nasza Pascha" (Lublin 1982, t. 1, s. 34): "Nie można rozwijać jednego aspektu prawdy objawionej kosztem drugich. Koncentracja na jednym nie powinna przysłaniać wartości drugiego. Między prawdami wiary istnieje wzajemna współzależność. Rozwinięcie jednego aspektu winno przyczyniać się do ukazania innych w nowym świetle i pobudzać do dalszych badań. Odnosi się to w szczególności do misterium paschalnego. Śmierć i Zmartwychwstanie tworzą dwie nierozdzielne fazy tego samego misterium. Są ze sobą tak ściśle związane, że jedno i drugie ukazują swój zbawczy sens tylko wtedy, gdy wzajemnie się naświetlają i dopełniają". Dotyczy to również charakteru ofiarniczego misterium paschalnego, ukazywanego w znaku baranka. Jezus jest "Barankiem Bożym, który gładzi grzechy świata" (J 1,29), któremu nie wolno było łamać kości (J 19,36), aby się wypełniło słowo Pisma (Wj 12,46). Jezus jest Barankiem, który "był zabity" i "nabył Bogu krwią swoją (ludzi) z każdego pokolenia, języka, ludu i narodu" (Ap 5,6.9.12). Naukę Kościoła w tej dziedzinie bardzo jasno wykłada Katechizm Kościoła Katolickiego ( 1323; 1330 i inne), podkreślając zarówno charakter ofiarniczy Paschy jak i dziękczynny z racji Zmartwychwstania. Eucharystia uobecnia Śmierć i Zmartwychwstanie Chrystusa, a nie tylko Zmartwychwstanie.
Niedziela
Kazanie na Górze
Czyta się je w całości. Nie należy łagodzić jego radykalizmu zmierzającego aż do sprzedania wszystkiego co, kto posiada. "Macie zaakceptować w rzeczywistości to, że kochać będziecie bardziej Boga niż pieniądze. W czasie pierwszego skrutinium chrzcielnego za dwa lata, powie się wam, że macie sprzedać dobra. I powinniście je sprzedać wszystkie, bo jeżeli ich nie sprzedacie, nie będziecie mogli wejść do Królestwa, nie będziecie mogli wejść w katechumenat" (s. 372). Kazania na Górze nie można wypełnić własnymi siłami. Aby je wypełnić trzeba się na nowo narodzić. Trzeba je przyjąć bez obłaskawiania. Ono jest "fotografią Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego w was" (s. 371). "Ono jest owocem krwi Jezusa rozlanej za nasze grzechy, by one mogły być nam przebaczone, byśmy mogli otrzymać nowe życie, nowego Ducha (...) naturę Boga" (s. 373).
Katecheza o Słudze Jahwe
W tej katechezie Kiko najpierw streszcza dotychczasowe katechezy, a następnie stawia pytanie: "Jak zanieść Sobór do parafii, do ludzi?" - odpowiedzią na ten problem jest katechumenat we wspólnocie parafialnej. "Wspólnota parafialna masywna przekształca się we strukturę małych wspólnot, które rodzą się jedne z drugich, i które razem tworzą Kościół lokalny" (s. 387). Kościół zbawia świat, pełniąc misję Sługi Jahwe. Taka jest właśnie postawa Jezusa Chrystusa: Wziąć na siebie grzech wszystkich ludzi, obarczać się resentymentami, egoizmem i grzechami wszystkich ludzi. Kościół zbawia świat biorąc na siebie grzechy ludzi (s. 395-396). "Kościół jest samym Chrystusem, który idzie poprzez historię, pozwalając się zabijać przez grzechy ludzkie" (s. 397). Po konwiwencji zaczyna się prekatechumenat, potem katechumenat, a później okres wybranych i wreszcie chrzest (odnowienie). Rozciąga się to na kilkanaście lat "Drogi". Z czasem wielu odpada. Wspólnoty liczebnie maleją. Zbyt małe wspólnoty łączy się razem, jeśli odpowiadają sobie poziomem przebytej "Drogi". Zanim podejmą misję nawracania ludzi, wykruszają się. Trzeba jednak przyznać, że jest to formacja mocna i dlatego tym bardziej należy troszczyć się o to, aby ta formacja była zgodna z nauką Kościoła.
1. Ks. Prałat Edward Skotnicki jest dla całej Diecezji Kieleckiej Odpowiedzialnym za Neokatechumenat, a w Parafii Niepokalanego Serca Najświętszej Maryi Panny w Kielcach pełni funkcję Proboszcza i Prezbitera Wspólnot Neokatechumenalnych.
2. Czym jest Droga Neokatechumenalna?
(przypis 1 i 2 oprac. ks. Piotr Markielowski) |
strona główna |