powrót
I. Obumierające PaństwoII. Faszyści i Federaliści III. Utrzymanie Centrum IV. Ideologia europejska V. Zagadnienia pieniądza VI. Nowy Światowy Ład VII. Kontynent w Niemocy
|
III. Utrzymanie Centrum
"Idea prawa narodów zakłada rozróżnienie pomiędzy niezależnymi państwami. Chociaż oznacza to stan wojny (...) jednakże, zgodnie z rozsądkiem jest to lepsze niż zjednoczenie tych państw za pomocą hierarchii władzy, kulminującej się w uniwersalnej monarchii. Prawa, które obejmują ogromne obszary, tracą swoją żywotność, a taki bezduszny despotyzm, po tym jak wydrąży istotę dobra, ostatecznie zamienia się w anarchię" Jan z Salisbury był wściekły. "Kto upoważnił Niemców do sądzenia narodów? Kto dał tym brutalnym i impulsywnym ludziom władzę określania według ich upodobania, kto ma zostać księciem ponad głowami synów człowieczych?" Tak pisał urodzony w Anglii biskup z Chartres do swojego przyjaciela Randulfa z Sarre w 1160 r., protestując przeciwko intrygom cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego, Fryderyka I Barbarossy. Na soborze w Padwie cesarz zdołał doprowadzić do wyboru na papieża swego człowieka, który przyjął imię Victora IV. Rezultatem była kontrola Kościoła, do którego należała cała średniowieczna Europa. Co oburzało Jana, to sposób, w jaki niemiecki cesarz zdołał podporządkować sobie Kościół, przez co pomnożył swą siłę w Europie. Innymi słowy, miał zastrzeżenia co do tego, że ponadnarodowa organizacja mogła zwiększać - zamiast ograniczać - potęgę swego najsilniejszego członka. Uczucia, jakie Jan wyrażał względem Niemców, nie były niczym nowym. Odo de Deuil, kronikarz krucjat, również atakował Niemców za to, że są importabiles Alemmani - ci nieznośni Niemcy - którzy wtrącają się zawsze do cudzych spraw i w rezultacie "przeszkadzają we wszystkim" Jan z Salisbury był aktywny przez cały ubiegły rok. Opublikował swoją wielką polityczną rozprawę - pracę, dzięki której głównie jest pamiętany - "Policraticus: O lekkomyślności sądów i odciskach stóp filozofów". Chociaż nie był prawnikiem z wykształcenia, przejawiał wielki talent w posługiwaniu się istniejącą teorią prawa, szczególnie rzymskiego. Największym jego wkładem do rozwoju średniowiecznego prawoznawstwa - i szerzej, średniowiecznej politycznej teologii - był opis roli króla, jako wizerunku Równości lub Sprawiedliwości. Był to stary wizerunek, nie wynaleziony przez Jana.3 Nowością był nowy odcień, w jakim Jan to ujął. Podkreślił prawny aspekt roli króla, a nie tylko jego funkcje liturgiczne. W szczególności próbował rozwiązać istną kwadraturę koła: sprzeczność pomiędzy absolutną władzą króla z jednej strony a jej absolutnym ograniczeniem przez prawo z drugiej. Pisał: "Książę, choć nie jest związany ograniczeniami Prawa, jest jednak sługą zarówno Prawa, jak i Sprawiedliwości; dźwiga ciężar osoby publicznej i przelewa krew bez ponoszenia winy". Innymi słowy, myśl polityczna Jana z Salisbury jest ważnym punktem zwrotnym w rozwoju teorii, która jest obecnie znana jako rządy prawa. Jan dowodził, że książę, choć nie jest ograniczony przez prawo cywilne, nie ma pozwolenia na czynienie zła. Przeciwnie, oczekuje się od niego, że będzie działał na podstawie wewnętrznego poczucia sprawiedliwości. Jest zobowiązany ex officio do okazywania szacunku dla prawa i sprawiedliwości. Działa jako osoba publiczna (persona publica) dla dobra rzeczpospolitej (res publica), a nie z uwagi na swój prywatny kaprys. Król jako osoba publiczna jest jednocześnie wolny od prawa i zobowiązany względem prawa. Jan nie tylko nakreślił rozróżnienie pomiędzy człowiekiem i jego urzędem; zwracał również uwagę na dziwną dualność samej królewskości. Rząd jest jednocześnie śmiertelny i nieśmiertelny: posiada ciągłość czasową, chociaż jego poszczególni członkowie się zmieniają. Chociaż król jest osobą, Król nigdy nie umiera. Podobnie jak Chrystus, który umarł i jest nieśmiertelny, Król jest jednocześnie ojcem i synem prawa. Będąc samym wizerunkiem Sprawiedliwości, Król jest jej inkarnacją na ziemi. Realne, osobiste królewskie rządy nie były przeto rozumiane jako bezpośrednie lub naukowe zastosowanie uniwersalnych zasad do spraw ziemskich, lecz raczej jako rodzaj sprawowania urzędu. Król, będąc człowiekiem, próbuje urzeczywistniać - uczynić realną - sprawiedliwość na ziemi. Ale że jest człowiekiem, jego usiłowania dostosowania spraw ziemskich do tego uniwersalnego standardu skazane są nieuchronnie na niepowodzenie. Oddziaływanie Jana z Salisbury było ogromne, szczególnie na innego angielskiego średniowiecznego prawnika Henry'ego Bractona. Co miało największy wpływ, to doktryna "królewskiej dwupostaciowości", która wzmocniła jego teorię, mianowicie intuicja, że król posiada dwie osoby - prywatną i publiczną, oraz że królowanie jest ze swej natury częściowo ludzkie, częściowo Boskie, częściowo śmiertelne, częściowo wieczne. To dzięki tym teoriom zrodziło się pojęcie osoby prawnej: to z powodu możliwości sformułowania idei, że ciało może żyć, chociaż jego indywidualni członkowie zmarli, średniowieczna myśl była w stanie pojąć, że powiedzmy "Bolonia" jest osobą prawną, która trwa w czasie, pomimo że jej poszczególni obywatele umierają i rodzą się. Jak pokazał to Tocqueville, właśnie siła pojęcia osoby prawnej w anglosaskim prawie i rzeczywista siła realnych korporacji w Anglii i Ameryce były decydującymi elementami konstrukcji ich wolnościowego ładu. W rzeczywistości teoria dwóch postaci króla zdobyła mniejszą akceptację na kontynencie niż w samej Anglii. W Niemczech za panowania Fryderyka II cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego rozwój tej teorii miał raczej tendencje do usprawiedliwiania raison d'etat, niż "słusznej racji" (zdrowego rozsądku), którą myśl średniowieczna uważała za sposób (choć omylny) pojmowania sprawiedliwości. We Francji doktryna dwóch postaci króla otrzymała coup de grâce od Ludwika XIV, sprowadzającego państwo do własnej osoby. "Jakkolwiek kontynentalne prawoznawstwo* mogło łatwo pojęcie Państwa określić w sposób abstrakcyjny albo utożsamić Księcia z Państwem, to jednak nigdy nie uznało, że Książę jest jedynie osobą prawną (...) od której państwo reprezentowane przez parlament może być oddzielone". W Anglii teoria ta zainspirowała brzemienne w skutki procesy sądowe, które utworzyly w Wielkiej Brytanii system prawny, jaki znamy dzisiaj. Jednym z nich była Sprawa Kalwińska (Calvin's Case) w 1608 r., na której wielki prawnik sir Edward Coke zdefiniował znaczenie i granice politycznego posłuszeństwa, przestrzeń dla prawa oraz współistniejące prawa i obowiązki monarchów i poddanych.6 W końcu teoria dwóch postaci króla doprowadziła do prawnej fikcji, która umożliwiła egzekucję króla Karola I jako prywatnej osoby w imieniu Króla (lub Monarchii) jako instytucji. Fizyczne ciało króła zostało zabite, co nie uczyniło większej szkody ciału politycznemu - państwu, przeciwinie niż to było we Francji w 1793 r. Innymi słowy, pozwoliło to rewolucji angielskiej pozostać w istocie konserwatywną - zmierzała ona raczej do odbudowania starych stosunków, które zostały uprzednio obalone - aniżeli do niszczenia przeszłości, tak jak to zrobiła rewolucja francuska. Teoria, do której rozwoju przyczynił się Jan z Salisbury, jest główną podstawą naszego pojmowania prawa i rządów parlamentarnych. W świetle powyższego znamienne jest, że Jan z Salisbury interesował się kwestią równowagi sił w Europie. Podejście pewnych krajów - na przykład Niemiec - do reguł prawa i do Kościoła mogło wpływać na decyzje brzemienne dla innych. Przyjmując stanowisko maksymalistyczne, którego Jan z Salisbury nie wyrażał jednoznacznie, można powiedzieć, że kwestia równowagi sił w Europie jest ściśle połączona z kwestią zasad prawnych w Europie. Warto spojrzeć na niemiecką historię, aby zrozumieć, dlaczego tak jest. *
"Człowiek jest ograniczony przez swą naturę, ale nie ograniczony w swych pragnieniach. Świat jest zatem pełen przeciwstawnych sił. Oczywiście, ludzka mądrość często skutecznie zapobiegała przerodzeniu się tej rywalizacji w morderczy konflikt. Ale współzawodnictwo jest warunkiem życia. Z tego wynika, że jak świat światem, jedynie równowaga może zapewnić światu pokój" Temat równowagi sił pojawia się często we współczesnej europejskiej ideologii, szczególnie w Niemczech. Nie znajduje tam jednak aprobaty jako system, który można by zastosować w Europie. Niemcy odrzucają również to, co raczej nietaktownie określają jako "dziewiętnastowieczne państwo narodowe".8 Twierdzi się, że ponadnarodowa i ekonomiczna integracja jest jedyną alternatywą anarchii i wojny: Niemiecki przewodniczący Parlamentu Europejskiego, Klaus Hänsch, optował za europejską unią monetarną i polityczną, twierdząc, że "państwo nie musi być już na tyle suwerenne, aby mogło decydować o doli i niedoli, o wojnie i pokoju.9 Innymi słowy niebezpieczny jest nie tylko "nacjonalizm", ale również "rywalizacja państw narodowych dziewiętnastowiecznego typu", czemu ma zapobiec oficjalna polityka rządu niemieckiego. Niemieccy politycy szczególnie często adresują swoje uwagi na temat równowagi sił do Brytyjczyków. Rzecznik Ministerstwa spraw zagranicznych rządzącej w Niemczech koalicji partyjnej CDU/CSU, Karl Lamers, podczas przemówienia w Londynie w 1994 r., gdy odbywał wizyty w zagranicznych stolicach w celu promocji partyjnej wizji Europy jako współśrodkowych kół kierowanych przez silne "twarde jądro" ("hard core"), uznał za ważne by dodatkowo odnieść się do problemu równowagi sił. "Chwalebna historia ostatnich wieków w Wielkiej Brytanii", powiedział pan Lames, "była zdeterminowana przez jej odosobnione położenie, które dzięki polityce "równowagi sił" pozwalało krajowi stać na uboczu krwawych konfliktów na kontynencie europejskim i nigdy nie być teatrem działań wojennych. Dzisiaj jednakże odizolowane położenie nie jest z pewnością rozstrzygającym ani nawet korzystnym strategicznie czynnikiem (...) Mgła nad kanałem, kontynent odizolowany (...) wydaje mi się, że nigdy już nie będzie to realistycznym opisem rzeczywistości". Po przedstawieniu całej listy przyczyn Lamers podsumował, że brytyjskie usiłowania, aby przełamać francusko-niemieckie sojusze, są tylko "słabym echem słynnej "równowagi sil" z poprzednich wieków".11 Innymi słowy, równowaga sił jest tak naprawdę tylko polityką hegemonii, o której Wielka Brytania powinna zapomnieć raz na zawsze. W podobnym duchu szef Lamersa, przewodniczący koalicji parlamentarnej CDU/CSU, Wolfgang Schäble (jeden z typowanych następców do fotela kanclerza Kohla), zwrócił się w 1993 r. w Kolonii do Brytyjskiej Izby Handlowej tymi słowy: "Przez wieki Wielka Brytania była jedną z większych potęg, które gwarantowały porządek w Europie. Od Traktatu w Utrechcie [1713] Wielka Brytania wielokrotnie interweniowała jako arbiter Europy i wywierała swój równoważący wpływ na sprawy europejskie. Ale obecnie nie jest to już kwestia idei równowagi sił albo starej idei równowagi hegemonii". U podstaw tych twierdzeń leży przekonanie, że integracja europejska zastąpiła politykę siły, mając mocniejsze ramy prawne wzajemnych relacji między państwami. W podniosłej mowie upamiętniającej pięćdziesiątą rocznicę Drugiej Wojny Światowej prezydent niemiecki Roman Herzog oświadczył, że "zachodni Europejczycy (...) wiedzą już, że można zachować wspólnoty narodowe bez państw narodowych w stylu dziewiętnastowiecznym i że współpraca jest mądrzejsza od upierania się przy suwerenności, która należy do przeszłości".13 W takiej to strukturze polityka równowagi sił jest bezprzedmiotowa. Faktycznie, europejscy federaliści mieli skłonność uważać, że pozbawiona struktury równowaga sił "załamała się" w 1914 i 1939 r. Wierzą, że brak struktur prowadzi do anarchii. Wprowadzenie unii monetarnej i utworzenie Europy koncentrycznych kół z twardym jądrem ma rzekomo zapobiec usiłowaniu zdobycia przez jedne państwa lepszej pozycji względem innych, co kończy się zazwyczaj walką. W propagowaniu tych wizji europejscy federaliści powtarzają tylko jedną z zasad, które ojciec Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, Jean Monnet, uważał za swoje ważne osiągnięcie. Monnet nigdy nie przestawał podkreślać, że chciał zastąpić anarchistyczne i potencjalnie destabilizujące siły polityczne porządkiem prawnym rzadzącym stosunkami pomiędzy państwami europejskimi. Wierząc, że udało mu się "ucywilizować" stosunki między państwami europejskimi, Monnet w późniejszym etapie życia marzył o napisaniu książki w dwóch częściach: "Wczoraj siła - dzisiaj prawo".14 Wierzył, że osiągnie się to drogą integracji ekonomicznej. Po konwulsjach pierwszej połowy dwudziestego wieku takie odczucia nie były pozbawione sensu. Okres ten był świadkiem, jak klasyczna europejska dyplomacja w 1914 r. zgnieciona została przez okropieństwa nowoczesnych działań wojennych. Widział również nie funkcjonujące porozumienie narzucone Europie po Pierwszej Wojnie Światowej, które samo również zostało złamane. Z pewnością, wielu sądziło w 1945 r. (i wcześniej), że czas zastąpić grę sił porządkiem prawnym, szczególnie gdy stara "równowaga sił" nie okazała się bezpieczna. Spora część tej teorii jest słuszna. Nie ulega wątpliwości, że zmiana stosunków między państwami Zachodniej Europy przekroczyła to, co można było sobie wyobrazić w połowie wieku, po 1945 r. Z drugiej strony transformacja ta miała miejsce w wyjątkowych warunkach zimnej wojny, kiedy państwa Europy Zachodniej były zmuszone trzymać się razem ze względu na obecność u swych wrót sowieckich oddziałów. Pax Americana pomógł również. Innymi słowy, utworzenie EC (Wspólnoty Europejskiej) i prawo, które rządzi teraz wewnątrz wspólnotowymi relacjami, były same wynikiem równowagi sił pomiędzy głównymi przeciwnikami: Francją i Niemcami, równowagi gwarantowanej przez Stany Zjednoczone. Było to więc naturalnym następstwem równowagi sił i bez niej nie mogłoby zaistnieć. Faktycznie każde państwo prawa - czy to w skali kraju, czy w skali międzynarodowej - jest zazwyczaj właśnie rezultatem wcześniejszego osiągnięcia takiej równowagi. Zjednoczenie Niemiec niezaprzeczalnie zmieniło tę równowagę. W dodatku w Środkowo-Wschodniej Europie zaistniała próżnia siły politycznej. Pojednanie francusko-niemieckie miało miejsce, gdy te dwa państwa były w stanie równowagi: obecne twierdzenie Niemiec, że dalsza europejska integracja jest teraz bardziej niezbędna niż kiedykolwiek, oznacza, że uważają, iż równowaga ta została naruszona. Wynika z tego, że zjednoczone Niemcy odgrywają teraz inną geopolityczną rolę niż dawne Niemcy Zachodnie. A propozycja przebudowania Europy z systemu, w którym europejskie prawo i polityka stosowały się jednakowo do wszystkich państw, na taki system, w którym silne centrum kieruje całym kontynentem, prowadzi do wniosku, że stary porządek prawny pochodzący z poprzedniej równowagi musi zostać również obalony. Trudno też zrozumieć, jak to zadeklarowane zaniechanie polityki siły ma się do głoszonego powszechnie celu, "silnej zjednoczonej Europy", która będzie w stanie umocnić się w świecie. Ta myśl, która wydaje się wywodzić z klasycznego pojmowania polityki siły, jest często przytaczana jako powód poparcia integracji europejskiej. W typowym komentarzu kanclerz Kohl zaznaczył, że świat jest zbudowany z trzech bloków - Europa, Północna Ameryka i Daleki Wschód - w konkurencji z tymi ostatnimi zjednoczona Europa musi "się umocnić". Narody i cesarstwa Współczesne ataki Niemców na "równowagę sił" jako politykę brytyjskiej hegemonii są historycznym nonsensem. Te dwa pojęcia, opisane przez Wolfganga Schäublego w Pace, równowaga sił i hegemonia jest tradycyjnie przeciwstawna. Tytuł książki opublikowanej w 1948 r. trafnie podsumowuje te dwie antytezy: Balance of Power or Hegemony.16 To dlatego właśnie doktryna równowagi sił przeciwstawia się ustanawianiu jakiejkolwiek nadrzędnej siły na kontynencie europejskim. Z drugiej strony niemiecki atak na równowagę sił nie jest, jak zobaczymy, niczym nowym. Faktycznie, walka pomiędzy równowagą sił a hegemonią trafnie charakteryzuje w historii europejskiej odwieczną huśtawkę zmagań pomiędzy silnym cesarstwem w środku Europy a mocą peryferyjnych sił europejskich. Starcia pomiędzy tymi dwiema opcjami poprzez wiek dziewiętnasty aż do końca Drugiej Wojny Światowej dotyczą szczególnie kwestii niemieckiej. Ale także charakteryzują one przez wieki znaczną część europejskiej dyplomacjim zanim "kwestia niemiecka" została sformułowana w tych kategoriach. Dlatego Niemcy głupio kojarzą "państwo narodowe" z "dziewiętnastym wiekiem", ponieważ mimowolnie mówią tylko o swoim własnym państwie, gdy wiążą "dziewiętnasty wiek" z zastosowaniem pewnego rodzaju polityki siły, której, jak mówią, chcą teraz uniknąć. Podobnie jak państwo narodowe, tak polityka równowagi sił w Europie i dyplomacja oparta na znaczeniu siły państwa (a nie na ideologii lub religii) nie datuje się od dziewiętnastego wieku. Przeciwnie, to właśnie w dziewiętnastym i początku wieku dwudziestego ten rodzaj dyplomacji został zniszczony. W swej współczesnej formie polityka równowagi sił datuje się nie od dziewiętnastego wieku, a raczej od siedemnastego, gdy stare średniowieczne marzenie o uniwersalnym cesarstwie zostało zastąpione przez wzrost sekularyzmu i nowoczesne państwo. Rzeczywiście, te dwie koncepcje - państwowości i imperium - są antytezą. Jak dowodził wielki dziewiętnastowieczny niemiecki prawnik, Otto Gierke: "Myśl o koncentracji w jednym punkcie całego życia Wspólnoty (...) jest w teorii przeciwieństwem (...) średniowiecznej myśli o harmonijnie zaprojektowanej Uniwersalnej Wspólnocie, której struktura od góry do dołu byłaby typu federalistycznego". Ostatecznie, jednak - podobnie jak państwo narodowe - koncepcja równowagi sił sięga głębiej niż wiek siedemnasty. W innej, ale faktycznie nie zmienionej formie, ożywiała znaczną część europejskiej dyplomacji trzynastego i czternastego wieku. (Niektórzy historycy dowodzą, że starożytne greckie miasta-państwa bardzo dobrze rozumiały zasady równowagi sił18.) Gdy rozpoczęły się we Francji rządy dynastii Kapetyngów (Hugo Capet wstąpił na tron w 987 r.), król francuski był w porównaniu z cesarzem Świętego Cesarstwa Rzymskiego po prostu płotką. Sam zasięg posiadłości tego ostatniego, imperialne i duchowe źródła jego władzy, jego status jako spadkobiercy Karola Wielkiego, wszystko to razem dawało mu ogromną potęgę. Tak jak wszystkie potęgi, Święte Cesarstwo Rzymskie napotykało opozycję. Szczególnie papieże bardzo usilnie dążyli do utrzymywania potęgi cesarzy w określonych granicach. Król francuski również był zainteresowany zapobieganiem utworzenia się silnej scentralizowanej monarchii na wschodzie. W sposób naturalny rosło przymierze pomiędzy Stolicą Apostolską a młodą francuską monarchią, jako przeciwwaga wzrostu siły Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego. Zatem przynajmniej od czasu Filipa Augusta (koronowanego w 1180 r.) oraz Innocentego III, pomimo licznych konfliktów, przeciwstawiających króla Francji papieżowi w Rzymie, narodziła się zasada nazywana przez Francuzów "europejską równowagą". Wbrew nieuniknionej złośliwości historii równowaga ta jest na przestrzeni wieków stale obecna w europejskiej dyplomacji. Francja była sprzymierzona z Rzymem, ponieważ był on siłą ponadnarodową. Był pochodzącym z góry ograniczeniem Cesarstwa. Ale był jeszcze inny instrument, który Francja i Rzym tradycyjnie wykorzystywały w celu ograniczenia potęgi Cesarstwa: wewnętrzna decentralizacja. Ponieważ to książęta wybierali cesarza, moc cesarstwa miała swoje ograniczenia wewnętrzne. Faktycznie głównymi przeciwnikami prób zrzucenia przez cesarza kajdan elekcji przez ustanowienie cesarstwa dziedzicznego byli sami książęta, którzy podejrzewali cesarza o chęć uzyskania władzy absolutnej w Niemczech i na świecie. Książęta, margrabiowie - których wielki francuski historyk, Jacques Bainville, nazywał "całym tym śmieciem niemieckich dynastii ze Średniowiecza"19 - nienawidzili idei pojedynczej dynastii cesarstwa, która mogłaby ograniczyć ich suwerenne prawa. Byli w tym popierani przez różnych dostojników kościelnych, miasta Hanzy, wolne miasta oraz chłopskie komuny (których szwajcarskie kantony są współczesną pamiątką). Wszyscy oni zdawali sobie sprawę, że warunkiem wstępnym rozwoju scentralizowanego państwa jest dziedziczna monarchia. Papieże zdawali sobie sprawę, że te dwa ograniczenia - ponadnarodowe i wewnętrzne - były nierozłączne. Jeżeliby tylko cesarz zdołał umknąć od przymusu elekcji, usiłowałby uwolnić się z drugiej strony od duchowej kurateli papieża. Papieże uważali więc utrzymanie siły książąt, chcących chronić swe lokalne przywileje przed centralistycznymi zakusami cesarza, za istotną wewnętrzną przeciwwagę cesarskiej mocy. Sprzeciwiali się zatem tworzeniu dziedzicznego cesarskiego systemu przez Hohenstaufów. Innymi słowy od Średniowiecza narastał naturalny sojusz sił zewnętrznych obawiających się potęgi Niemiec ( szczególnie Francji) z tymi elementami wewnątrz Cesarstwa, które sprzeciwiały się rozwojowi w swym państwie potężnej, scentralizowanej władzy. Jaques Bainville był przekonany, że udało mu się prześledzić mechanizm stosunków francusko-niemieckich. "Zawsze gdy Niemcy rosną w siłę, pojawia się antagonizm i pełen przemocy konflikt, jak to było za Ottona Wielkiego, Karola V i Hohenzollernów (...) Gdy przeciwnie, Niemcy były podzielone na wiele niezależnych państw, połączonych tylko mniej lub bardziej spójnymi więzami, wojny były rzadkie, zlokalizowane i pozbawione narodowego charakteru, który czyni je okrutnymi. . ." Nie będzie zbytnim fantazjowaniem ujrzeć, w tym dawnym sojuszu króla francuskiego z duchową (ponadnarodową) siłą Rzymu, prekursora powojennego wykorzystania przez Paryż w 1957 r. ponadnarodowych sił Traktatu Rzymskiego (który powołał EWG) celem utrzymania Niemiec w ryzach. Porównanie jest bardzo trafne, ponieważ te ponadnarodowe siły mogły zostać użyte tylko dlatego, że Niemcy były wewnętrznie podzielone: nie tylko istniały dwa państwa niemieckie, ale też zachodnioniemiecki federalizm stanowił ważne ograniczenie dla pojawienia się w Bonn potężnej centralnej siły. Charles de Gaulle doskonale rozumiał współdziałanie tych obu więzów krępujących niemiecką siłę: zwykł przerywać spotkania francuskiej Rady Ministrów, gdy tylko ktoś użył określenia "l'Allemagne" w liczbie pojedynczej, domagając się stosowania zamiast tego liczby mnogiej - les Allemagnes". Takie niezmienne cechy polityki zagranicznej Francji osiągnęły swoje apogeum przy końcu Wojny Trzydziestoletniej w Traktacie Westfalskim w 1648 r. Niemcy były wykrwawione trzydziestoletnimi walkami na swej ziemi między protestantami a katolikami, a sprawę pogarszały interwencje peryferyjnych sił europejskich. Niemcy straciły jedną trzecią swej populacji. Traktat, który położył kres wojnie, obwarował mozaikę niemieckich wewnętrznych organizmów politycznych: na terytorium Świętego Cesarstwa Rzymskiego było około trzystu państewek i w sumie prawie dwa tysiące politycznych tworów. Francja miała faktycznie bezpośredni interes w tym, aby Cesarstwo było słabe i podzielone. Paryż, jej stolica, położony jest niedaleko terytoriów, które należały do cesarza. W szesnastym i siedemnastym wieku Francja była faktycznie otoczona przez terytoria imperialne - od Hiszpanii na południu po hiszpańskie Niderlandy na północy, z samym Cesarstwem na wschodzie, włączając w to Burgundię, Księstwo Francuskie, Luksemburg i Savoy. Było to w czasie, gdy pierwszy minister Ludwika XIII, kardynał Richelieu, będący jednocześnie księciem Kościoła, stworzył nową ideę raison d'État. Richelieu jest zwykle przedstawiany jako najgorszy rodzaj machiawelistycznego cynika, ponieważ sprzeciwiając się dyktatowi religii zawiązał sojusz przeciwko katolickiemu Cesarstwu Habsburgów z protestantami w północnych Niemczech oraz królem Szwecji. Chociaż Henry Kissinger jest sam jednym z głównych współczesnych rzeczników teorii równowagi sił, dowodzi on, iż polityka Richelieugo (która ukształtowała politykę francuską na trzy wieki) w ostateczności okazała się samobójcza: "pomimo całej chwały, jaką raison d'état przyniosła Francji, przykuła ją do kieratu nigdy nie kończących się wysiłków, aby zostać arbitrem konfliktów pomiędzy niemieckimi państwami i przez to dominować w centralnej Europie, trwało to aż do czasu, gdy Francja wyniszczona tymi wysiłkami utraciła możliwość kształtowania Europy według swego planu".21 Innymi słowy, zwyczajny, bezwzględny wyścig sił nie wzbogacony żadną moralną wizją polityki nie wystarczał. Często polityka ta czyniła Francję bardziej agresywną niż defensywną (polityka ta mogłaby się później być może obronić) tak jak za Ludwika XIV czy Napoleona. Jednakże ukazanie, że taki wizerunek Richelieu, szeroko rozpowszechniony w Niemczech, jest fałszywy, pozostawiono niemieckim historykom. Richelieu był niewątpliwie pierwszym wielkim praktykiem równowagi sił, ale nie był ani tym, kto tylko z zimną krwią zabiega o narodowe interesy Francji, ani kimś, kto chciałby usunąć ze stosunków międzynarodowych zasady moralne. Przeciwnie, pokój w Europie i przyszłość Kościoła leżały mu na sercu. Był przekonany, że rzekoma rola Cesarstwa jako obrońcy katolicyzmu zagraża i Cesarstwu, i katolicyzmowi. Richelieu uważał, że jest to w rzeczywistości zwykły pretekst dla własnych aspiracji cesarza, aby stać się monarchą światowym. Ostrymi słowy Kardynał oskarżał Hiszpanów, samozwańczych obrońców religijnie zjednoczonej Europy, o zwykłą hipokryzję. "Mieli Boga i Dziewicę Maryję na ustach, religijne pozory, różaniec w rękach - i nic tylko doraźne interesy w sercach," pisał. Daleki od cynizmu, Richelieu był głęboko przepojony katolicką teorią prawa naturalnego. Jego myśl odcisnęła się mocno na późnych hiszpańskich scholastykach, szczególnie tych z Salamanki, którzy przy pomocy tradycyjnej tomistycznej filozofii prawa sformułowali teorię prawa międzynarodowego, której rozwój stał się sprawą pilną po utworzeniu kolonii w Nowym Świecie. Kluczowym elementem politycznej etyki jednego z największych uczniów Salamanki, Francisco de Vitoria, współczesnego Lutrowi, była idea prawa naturalnego, która ma zastosowanie nie tylko do chrześcijaństwa, ale do całej ludzkości. Pojęcie to - które pod pewnymi względami jest protoplastą współczesnej Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka - było w Hiszpanii ważną intelektualną bronią przeciwko absolutystycznym zapędom Habsburgów, jak również aspiracjom Karola V do uniwersalnej monarchii w Europie. Innymi słowy, Richelieu uważał, że naturalne prawa ludzi mogą być zachowane tylko wtedy, gdy istnieje równowaga sił albo równowaga między państwami, oraz że prawa te będą zagrożone, jeżeli jedno z państw stanie się zbyt silne i dominujące nad całą Europą. Jak przed nim Jan z Salisbury, tak i Richelieu rozumiał organiczną zależność między rządami prawa w Europie, pokojem i równowagą sił. Wiedział, że wszystko to zostanie zniszczone, jeżeli jedno państwo w Europie uzyska przewagę nad całym kontynentem w imię jakiejkolwiek bądź ideologii lub religii. Z tego powodu działania państw usiłujących ustanowić przeciwwagę dla scentralizowanej niemieckiej siły nie musiały być niezgodne z interesami lub życzeniami samych Niemców. Traktat Westfalski zgadzał się z niemieckimi skłonnościami do tego, co Madame de Stael miała półtora wieku później aprobująco nazwać "delikatną anarchią".23 Faktycznie, Francuzi prowadząc tę politykę przedstawiali siebie jako obrońców niemieckich wolności. Byli strażnikami chroniącymi przed zjednoczeniem Cesarstwa pod despotycznym i centralistycznym monarchą. Ta postawa nie była wyłącznie hipokryzją. Podobnie jak niemieccy książęta opierali się centralizmowi, tak w powojennych Zachodnich Niemczech system federalny (decentralizacja władzy) był postrzegany jako samo sedno niemieckich wolności i pokoju w Europie oraz istotny bastion przeciwko powrotowi jakiejś tyranii typu centralistycznego, jaką wprowadził Hitler. Współcześni Niemcy faktycznie mają skłonność używania słowa "centralizm" jako synonimu "autorytaryzm" (nawet jeżeli niezmiennie przeceniają stopień, w jakim ich państwo jest wciąż zdecentralizowane). Dlatego też inny wielki praktyk równowagi sił, Winston Churchill, miał prawo mówić, że broniąc równowagi Wielka Brytania broniła wolności Europy. Ponadto poszukiwanie europejskiej równowagi dało podstawy polityce, której efekty były bardzo korzystne. Dyplomatyczne manipulacje i intrygi Richelieu, na które wydawał się mieć on nienasycony apetyt, były same w sobie sposobem zapobiegania wojnie: nie walczył, dopóki źródła dyplomatyczne nie zostały wyczerpane. Sam Traktat Westfalski utrzymał Europę wolną od większej pożogi, przez półtora wieku. Przede wszystkim Francja ustanowiła zasadę - chociaż sama nie stosowała jej do siebie - że Europa jako całość będzie cierpieć, jeżeli jedno państwo stanie się zbyt silne. Niepodległość państwowa była sama zagwarantowana przez tę równowagę: potężne państwo nie miało pozwolenia na znęcanie się nad słabszymi. Faktycznie, jak wskazuje cytat z Immanuella Kanta, sama zasada europejskiej równowagi i prawa narodów opiera się na założeniu istnienia licznych różnych państw w Europie. Jak ujął to Henry Kissinger, "Imperium nie jest zainteresowane działaniem w systemie międzynarodowym: ono dąży do tego, aby być międzynarodowym systemem".24 Ten rodzaj stosunków opartych na prawie, którym chełpił się Monnet, może przeto wyrosnąć tylko z uprzedniej równowagi sił, a pojęcie równowagi sił jest z definicji antytezą rządu światowego. Równowaga europejska i imperium środka Koncepcja niezależnej państwowości narodów i równowaga sił są zatem dwiema stronami jednego medalu. Oba pojęcia są przeciwieństwem siły imperialnej. Jakiekolwiek wysiłki ponadnarodowych struktur, aby sterować kontynentem europejskim - zamiast pozwolić na harmonijne godzenie interesów według uzgodnionej procedury - są w najlepszym razie próbą zastąpienia wolnej gry pomiędzy państwami systemem międzynarodowego korporacjonizmu, a w najgorszym dowodem tęsknoty naszych czasów za cesarstwem. Według słów dziewiętnastowiecznego komentatora - "ciągłe negocjacje, które mają miejsce w Europie, czynią ją rodzajem republiki, której członkowie - każdy niezależny, ale wszyscy powiązani wspólnym interesem - łączą się dla zachowania ładu i wolności. To właśnie było źródłem zasady równowagi sił, przez którą rozumiemy pewne uporządkowanie spraw, w którym żadne z państw nie będzie w sytuacji absolutnej przewagi i dominacji nad innymi". Tak jak wszystkie takie systemy, równowaga sił pojawia się spontanicznie. Generalnie, gdy jej zwolennicy tworzą koalicję przeciwko jakiejś ponownie pojawiającej się potędze, czynią to nie w imieniu teorii stosunków międzynarodowych, ale dla swego dobrze pojętego doraźnego interesu. Mimo to z tej rzekomej anarchii pojawia się pewien rodzaj równowagi. Tak więc stosunki międzynarodowe były analogiczne do stosunków pomiędzy wolnymi obywatelami w liberalnej republice: można osiągnąć równowagę długoterminowych interesów przez grę i konflikty w wyścigu doraźnych interesów jednostkowych. Chociaż wiele państw popierało równowagę sił - Rosja na przykład stała się niezwykle ważnym partnerem gry - to państwem, które najklarowniej sformułowało zasady równowagi sił i które działało jednoznacznie według niej, była Wielka Brytania. Faktycznie brytyjskie uprzednie zaangażowanie w europejską równowagę sił było ważnym dodatkiem lub rozwinięciem polityki Richelieugo. Wielka Brytania, w odróżnieniu od Francji (jeszcze raz Pace Schäuble'ra), nigdy nie przejawiała ambicji hegemonistycznych względem kontynentu. Stała więc autentycznie na pozycji niezainteresowanego arbitra, stającego po stronie tego czy innego państwa w zależności od tego, czyja potęga zagrażała równowadze. Istotnie, często cytowane, ale niezbyt rozumiane spostrzeżenie Palmerstona - "Nie mamy odwiecznych sprzymierzeńców ani stałych wrogów. To nasze interesy są odwieczne oraz stałe i mamy obowiązek tych interesów pilnować"26 - jest nie tyle obroną amoralnej Realpolitik czy aprobatą perfidii twardogłowych, lecz raczej wyjaśnieniem brytyjskiego interesu w utrzymywaniu równowagi sił, co z definicji wyklucza wieczyste sojusze z jakimś określonym państwem lub przeciwko niemu. Zatem politykę utrzymywania równowagi sił na kontynencie europejskim da się łatwiej uzasadnić moralnie pod przywództwem brytyjskim niż francuskim. Oczywiście, Wielka Brytania uprawiała tę politykę przede wszystkim w celu utrzymania swej hegemonii na morzach, nie zakłóconej przez jakiegoś zbyt potężnego europejskiego konkurenta, i w tym względzie polityka ta nie była u swych podstaw specjalnie moralna. Tak czy inaczej, prowadziła jednak generalnie do ochrony słabych przeciwko silnym. Przykre jest, że zasadę tę wyśmiewają współcześni niemieccy politycy, jako dziwactwo i anachronizm. Prawdę powiedziawszy, praktyka równowagi sił zawsze wzbudzała w Niemczech gniew. Tradycyjnie spychani w imię tej polityki przez kraje na kresach Europy, przywódcy niemieccy bardzo często odczuwali niedogodność swego geopolitycznego położenia w jej środku. Powodowało to z ich strony próby odpychania od siebie wpływu państw peryferyjnych, co stworzyło pojęcie narodowej wolności, nazwanej kiedyś przez Tomasza Manna Ellenbogenfreiheit - wolnością wolnej przestrzeni. W sytuacji otoczenia ze wszystkich stron, docenianie swej wartości kończy się manią wielkości. Faktycznie, uwaga Napoleona, że "każdy kraj prowadzi swą politykę zgodnie ze swą geografią", jest bardziej trafna w stosunku do Niemiec niż w stosunku do jakiegokolwiek innego państwa. Istotą tej geografii - zarówno dla Prus, jak i Wielkich Niemiec, które Prusy ukształtowały według swej własnej koncepcji - miało być istnienie w środku Europy. Już w siedemnastym wieku Fryderyk Wilhelm, Wielki Elektor Prus i Brandenburgii, doradzał swoim następcom w politycznym testamencie, aby nie dawali wrogom Prus powodów do jednoczenia się przeciwko nim i pozostawali w dobrych i pokojowych stosunkach z nimi wszystkimi. Taka konieczność jest imperatywem, mówił, ponieważ Prusy są otoczone przez państwa, które zazdroszczą im posiadłości. Istotna jest wieczna czujność, bo "jest pewne, że jeżeli siedzisz cicho i myślisz, że ogień zawsze pali się daleko od twoich granic, to twoje terytorium stanie się miejscem tragedii".27 Fryderyk I podobnie ostrzegał swoich następców w 1705 r, że przyszły król Prus i margrabia Brandenburgii "powinien utrzymać swoje państwo w pokoju i spokoju" za pomocą "odpychania wojny i niepokoju tak daleko, jak to tylko jest możliwe".28 Napisał: "Nasze królestwo, nasz elektorat i nasze terytorium posiada wielu potężnych sąsiadów, którzy w większości są przeciwko nam i którzy zazdroszczą nam rozwoju naszej Ojczyzny. Jest oczywiste, że jeżeli król Prus wejdzie w stan wojny z kimkolwiek, to jeden lub więcej takich sąsiadów stanie po stronie wroga, co osłabi potęgę naszego kraju do tego stopnia, że wojnę tę będzie można wygrać tylko z najwyższą trudnością". W zasadzie więc polityka niemiecka była defensywna. Ale ofiara na własne życzenie szybko staje się agresorem. Zewnętrzny świat zdawał sobie sprawę, jak wiele hipokryzji było w twierdzeniu kolejnych przywódców Prus i Niemiec, że centralną zasadą ich polityki jest zapewnienie pokoju. Na przykład Fryderyk Wielki w 1752 r. rozgłaszał szeroko swoje wielkie pragnienie pokoju, aby odparować potencjalne sprzeciwianie się podbojowi Śląska. Położenie Berlina blisko wrogich państw było również pewną wymówką: Fryderyk Wielki mówił, że chce "odpychać granice państwa tak daleko, jak to tylko możliwe, i chronić Berlin".30 Podbój był więc jednym z głównych środków, które stosował król pruski, aby usunąć problem wrogich sąsiadujących państw. Innym sposobem było ich dziedziczenie. Ale ten ekspansjonizm był tylko błędnym kołem, które nie rozwiązywało początkowego dylematu. Im bardziej państwo rosło w siłę i rozmiary, aby uwolnić się od wrogich sąsiadów, tym bardziej wrodzy stawali się ci nowi sąsiedzi. Ten sam problem pozostał i ciążył nad brandenburską, pruską i ostatecznie niemiecką historią przez 300 lat - od 1648 r.: istnienie w środku kontynentu państwa posiadającego ogromne terytorium nieuchronnie prowokowało sąsiadów do prób zapobiegania jego dalszemu umacnianiu, a nawet do zniszczenia go. U szczytu swojej siły pruskie terytorium rozciągało się od Niderlandów do północno-wschodniego wybrzeża Bałtyku - "Von der Maas bis an die Memel", według słów starego niemieckiego hymnu. Konsekwentnie Fryderyk Wielki, Bismarck, cesarz Wilhelm II i nawet Hitler byli zajęci problemem, który Bismarck miał nazwać "koalicyjną zmorą". Pragnienie odsunięcia konfliktu dalej od Prus - dalej od centrum Europy na jej peryferie - było więc ciągłą troską pruskiej polityki zagranicznej od czasów Wielkiego Elektora poprzez Fryderyka Wielkiego do Bismarcka aż do naszych czasów i kanclerza Kohla. Niebezpieczeństwo wrogich koalicji powiększała cecha Niemców, do której sami czasem się przyznają: nikt ich nie lubi. W 1912 r. niemiecki kanclerz Theobald von Betmann-Hollweg napisał, że nikt nie "kocha" Niemieckiego Cesarstwa: "Jesteśmy na to za silni, zbyt parvenu (prostaccy) i po prostu za bardzo odpychąjcy" Świadomość Mittellage (środkowego położenia) i towarzyszącego mu niebezpieczeństwa ożywiała niemiecką politykę zagraniczną konsekwentnie od czasów Wielkiego Elektora do Pierwszej Wojny Światowej. Gorzkie doświadczenie nauczyło Prusaków i Niemców, że nie mogą sobie pozwolić na izolację w środku Europy. Gdy peryferyjne siły Europy (Anglia, Rosja, Turcja, państwa skandynawskie, Kościół, nawet Francja) były słabe, wtedy siła centralna - Niemcy, były silne, i vice versa. Niemieckie Prusy rozumiały, że sojusze były zatem warunkiem wstępnym ich siły i ekspansji. To było właśnie celem prusko-niemieckiej dyplomacji - pozwolić na ekspansję państwa zapewniając dobre stosunki z sąsiadami albo przynajmniej zapobiegając przed ich wchodzeniem w koalicję przeciwko Niemcom. Zatem nie będąc bynajmniej przeciwnikiem ekspansjonizmu Prusy niemieckie zjednywały sobie sąsiadów - albo nawet wciągały ich w swą orbitę, co było warunkiem koniecznym tego ekspansjonizmu. Ekspansjonizm tylnymi drzwiami: unia ekonomiczna i Zollverein System równowagi sił osiągnął swój szczyt po klęsce Napoleona, gdy Kongres Wiedeński ustanowił system rozwiązywania konfliktów na kontynencie, oparty na porozumieniu co do wspólnych wartości - stabilności i współpracy. Ale Kongres Wiedeński zapoczątkował dwa decydujące w historii dziewiętnastego wieku problemy. Pierwszy to wzrost ruchów narodowowyzwoleńczych, które miały przewalić się przez Europę w roku 1948: jakkolwiek stabilny wydawałby się system międzynarodowy, zostanie on w końcu obalony, jeżeli ludzie, których dotyczy, odbierają go jako niesprawiedliwy. Drugim problemem był stały wzrost siły Prus i Niemiec, ułatwiony osłabieniem Francji przez postanowienia KongresuWiedeńskiego. Prusy odpowiedziały na polityczną szansę wymknięcia się z ograniczeń narzuconych przez równowagę sił, dążąc do hegemonii uzyskanej za pomocą integracji ekonomicznej. W 1834 r. Prusy parły do utworzenia unii cel`nej (Zollverein) z osiemnastoma innymi państwami. Przejmując prowadzenie w ekonomicznej integracji, Prusy oczywiście sprzyjały swej hegemonii wewnątrz niemieckiej konfederacji. W tradycyjnie wrażliwym na niebezpieczeństwa miejscu w środku Europy Prusy umacniały się więc jako potężna siła, zmieniając tym samym to centrum ze strefy słabości w ośrodek siły. Jednak robiły to w sposób, który nie był otwartym wyzwaniem przeciwko międzynarodowemu systemowi politycznemu. Pragnienie uczynienia z Niemiec silnego centrum Europy za pomocą ekonomicznej integracji było być może również stymulowane pamięcią historyczną starych Niemiec. W pierwszych dwóch dekadach szesnastego wieku Niemcy byli bogaci i apodyktycznie pewni siebie. Handel z całej Europy płynął z Wenecji do Renu i dalej, na zewnątrz, z wielkich hanzeatyckich miast wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego. Miasta nad Renem i na północy tworzyły wielkie mieszczańskie ośrodki kulturalne, które uczyniły Niemcy typowym przedstawicielem Renesansu. Ale nagle otworzyła się droga do Indii przez Przylądek i grunt usunął się spod nóg niemieckiego handlu. Z centrum światowego handlu kraj stał się ekonomicznym zaściankiem: wielkie miasta osłabły, a bogactwo ich mieszczaństwa kurczyło się. Jak mówi A. J. P. Taylor, "Żadna wspólnota handlowa w Europie nie doświadczyła nigdy tak poważnej i długotrwałej katastrofy jak niemiecka średnia klasa tuż u szczytu swej potęgi finansowej".32 Być może właśnie od tego momentu datuje się uraz Niemiec do wolnego handlu, który wiedzie prym w świecie, i dlatego pragną one odbudowy kontynentalnej gospodarki, w której mogą świetnie prosperować. Każdy, kto wątpi, że taki przyziemny proces myślowy stoi za ideą przekształcenia Unii Europejskiej w oparty na landach blok ekonomiczny, symbolicznie odcinający się od morza, z którym związany jest wolny handel, powinien przeanalizować Traktat Amsterdamski, podpisany w lecie 1997 r. Tekst zawiera "Declaration on Island Regions" (Deklarację o rejonach wyspowych), w której czytamy co następuje: "Konferencja uznaje rejony wyspowe za strukturalnie upośledzone, co utrudnia ich rozwój gospodarczy i społeczny. Konferencja zgodnie uznaje, że legislacja Wspólnoty musi brać pod uwagę te opóźnienia i w uzasadnienionych przypadkach na rzecz tych regionów mogą być podjęte specjalne kroki w celu ściślejszego ich zintegrowania na sprawiedliwych warunkach z wewnętrznym rynkiem". Nie do pojęcia jest, że rząd brytyjski mógł podpisać coś podobnego. Można rozważyć słowa Johna z Gaunt w Szekspirowskim Ryszardzie II, że morze "[Anglię] kręgiem otacza jak szaniec/ Lub jak obronny przekop w koło zamku,/ Przeciw zawiści mniej szczęśliwych krajów," i że morze czyni Wyspy Brytyjskie "warownią, którą natura sobie samej wzniosła,/ Przeciw zarazie i wojny napadom."33 Można również uważać morze za wyjątkowy środek komunikacji ze światem zewnętrznym: jest to w końcu właśnie rola, jaką pozwoliły mu odegrać brytyjskie siły morskie i ekspansja ekonomiczna, przynajmniej od czasu panowania Elżbiety I. Pomysł, że w dobie masowego transportu powietrznego status wyspy jest przeszkodą dla ekonomicznego rozwoju, jest tylko dowodem na to, jak niebezpiecznie anachroniczna jest współczesna europejska ideologia. Pikanterii dodaje fakt, że tekst podpisany został w Amsterdamie, "Wenecji Północy", mieście które bardziej niż jakiekolwiek inne ukazuje korzyści wynikające z handlu opartego na morzu. Amsterdam w opisie Woltera wyglądający jakby płynął po morzu, gdy tamy zostały przerwane, by obronić miasto przez Francuzami w 1672 r., jest niezapomnianym widokiem, który z większą siłą niż jakikolwiek inny nasuwa myśl o głębokiej łączności pomiędzy morskim położeniem kraju i wolnym handlem. W każdym razie Zollverein miała na celu zniszczenie tysięcy małych państewek, a szczególnie ich indywidualnych systemów celnych i podatkowych, które tworzyły tę niemiecką mozaikę. Została utworzona pod wpływem teorii ekonomicznych Friedricha Lista. List był niemieckim odpowiednikiem Adama Smitha i sprzeciwiał się mu we wszystkich ważniejszych kwestiach. Jeżeli chodzi o wolny handel, dowodził, że państwa powinny chronić przed obcą konkurencją swe powstające gałęzie przemysłu za pomocą ceł ochronnych. Takie sztuczne metody są, jego zdaniem, niezbędne, ponieważ rewolucja przemysłowa sprawiła, że możliwe jest, iż jedno państwo całkowicie zawładnie wewnętrznym rynkiem innych państw. Za pomocą pokojowej penetracji obcych przemysłów państwo posiadające wszystkie zewnętrzne polityczne atrybuty niezależności i siły mogłoby zostać obrabowane ze swych wewnętrznych, materialnych, polityczno-ekonomicznych podstaw takiej niezależności i siły. List bronił poglądu, że kontynent europejski jest zagrożony na dalszą metę przez podwójną hegemonię: rosyjską ze Wschodu i anglosaską z Zachodu. Aby stawić czoło tej podwójnej hegemonii, kontynent musi być zorganizowany w taki sposób, aby się wyzwolić z potrzeby importu produktów z zewnątrz. Zatem Europa zjednoczona w jeden ekonomiczny związek może nie tylko uniknąć niebezpieczeństwa nacisków zewnętrznych, ale również konkurować z siłami zewnętrznymi na światowym rynku. Według Lista ekonomiczna organizacja całego kontynentu była powołaniem Niemców. List głęboko rozumiał ekonomię państwa. Jego poglądy nie były obce tradycji Colberta we Francji. Zgodnie z tymi poglądami ekonomiczna jedność i władza są rozstrzygającymi elementami państwa. "Ekonomiczna i polityczna jedność", pisał List, "są jak bliźnięta: gdy się urodzi jedno, podąża za nim to drugie"35. Gdzie indziej napisał: "jest zadaniem narodowej gospodarki udoskonalić ekonomiczny rozwój społeczeństwa oraz przygotować je do przyłączenia do uniwersalnego społeczeństwa przyszłości"36. Jak to komentował w 1844 r. pewien (być może rozczarowany) liberalny polityk z Brunszwiku, "Zollverein stało się (...) faktycznie kolebką idei zjednoczenia (...) Będziemy musieli przyzwyczaić się do cudzoziemców wierzących, że Niemcy są głównie unią celną". List miał skłonność stosowania swych teorii do Europy jako całości. Optował za ustanowieniem sojuszu kontynentalnego Francji z Niemcami przeciwko Wielkiej Brytanii w celu zmuszenia jej do dołączenia do europejskiej koalicji przeciwko supremacji Ameryki. Wielka Brytania byłaby w ten sposób zmuszona do poszukiwania ochrony, bezpieczeństwa i rekompensaty w przewodzeniu zjednoczonym siłom w Europie. "Jest to więc dobre dla Anglii". List uważał, że Wielka Brytania powinna zawczasu praktykować rezygnację oraz przez w porę poczynione wyrzeczenia zdobyć przyjaźń europejskich sił kontynentalnych i przyzwyczaić się do wizji, iż jest tylko pierwsza pomiędzy równymi". List wierzył, że cały świat może być ekonomicznie zintegrowany tak, jak dawniej Niemcy. Chociaż dawało to jego teoriom posmak liberalny i chociaż, być może, podzielał niektóre poglądy Adama Smitha na temat wolnego rynku, jego wizja państwa była nieprzystająca do prawdziwie liberalnej. Był przekonany, że siła ekonomiczna i szeroki wewnętrzny rynek są warunkami wstępnymi państwowości jako takiej. Utrzymywał, że małe narody są z definicji niezdolne do tego, aby być pełnymi państwami, ponieważ "w małym państwie każde miejsce leży blisko granic.39 Bez siły ekonomicznej państwo może zostać pokonane przez zagraniczne przemysły. Pisał: "Tylko przez sojusze z potężnymi narodami, przez częściowe poświęcenie korzyści wynikających z narodowości (to jest z pełnej państwowości) i tylko ogromnym wysiłkiem małe państwo może zapewnić sobie niezależność".
Jest to punkt widzenia, który klasyczny liberał odrzuci natychmiast. Państwowość polega na posiadaniu władzy ustanawiania prawa i wyrokowania w poszczególnych przypadkach. Nie jest to kwestia siły ekonomicznej. Ale List istotę Zollverein "widział w wewnętrznej wolności wymiany (dóbr) i wspólnej zewnętrznej reprezentacji, która jest nieodłączną cechą narodowości"41. Innymi słowy, doktryna Lista stanowczo nie była techniką liberalizacji handlu zagranicznego. Jak wyjaśnia to pewien komentator: Nic dziwnego, że List był uważany za jednego z autorów teorii ekonomicznych, które stanowią fundament Wspólnego Rynku43, oraz że czynione są częste analogie, szczególnie przez Niemców, pomiędzy utworzeniem Zollverein a obecnym projektem integracji europejskiej. Różnicę pomiędzy wizją Lista na temat państwa i ekonomii a wizją Smitha wyjaśnił Ralf Dahrendorf. Rozwijając argument po raz pierwszy użyty przez Maxa Webera, Dahrendorf rozróżniał pomiędzy racjonalnością rynku a racjonalnością planu. Ta ostatnia oparta jest na dyscyplinie przemysłu, to "dyscyplina sztywnej organizacji, zwyczaj podporządkowania i posłuszeństwa", która była zasadą "wychowania wojskowego według pruskich wzorów". Aby nakreślić plany działania i kontrolować ich wykonanie, potrzebna jest biurokracja. Racjonalność rynku natomiast przynosi optymalne wyniki dzięki konkurencji interesów: wymaga gry opartej na regułach i neutralnych arbitrów przy ich stosowaniu. Jasno widać, że te dwie koncepcje industrializmu nie dają się ze sobą pogodzić. Jak to ujął pewien komentator - "W kategoriach racjonalności rynkowej racjonalność planu nie jest racjonalna: każdy plan może być błędny i poleganie na nim może prowadzić do ogromnych strat. W kategoriach racjonalności planu racjonalność rynku nie jest racjonalna: konkurencja oznacza znaczne marnotrawstwo surowców".44 Dahrendorf konkluduje, że teoria ekonomii politycznej Adama Smitha jest racjonalna rynkowo, podczas gdy Lista jest racjonalna planowo. Polityczna teoria i praktyka liberalizmu zakłada podejście racjonalne rynkowo; autorytarne i totalitarne państwa natomiast oparte są na racjonalizmie planowym.45 Innymi słowy: zwolennicy Lista tak samo nie mogą pojąć wolnego, prowadzonego w liberalny sposób handlu pomiędzy państwami, jak nie mogą zrozumieć, jak działa wolny rynek wewnątrz państwa. Tłumaczy to, dlaczego Zollverein, która była początkowo zaprojektowana przez wolnorynkowych biurokratów w dobrym znaczeniu tego słowa, nie była porozumieniem o wolnym handlu pomiędzy niezależnymi (niemieckimi) państwami, była natomiast instrumentem popierania zjednoczonej i scentralizowanej Europy.46 Rodowód tych idei uwydatnia różnicę koncepcyjną pomiędzy strefą wolnego handlu niezależnych państw - do których Wielka Brytania dołączyła w 1972 r. - a tym, czym UE faktycznie jest, unią celną powołaną w celu stworzenia polityczno-ekonomicznie zintegrowanej przestrzeni.
Główny traktat Zollverein, podpisany 23 marca 1833 r., ustalił wspólną taryfę celną i wspólne przepisy administracyjne, proporcjonalny udział w dochodach, standaryzację narzędzi, miar, wag oraz system monetarny. Chociaż Zollverein nie obejmował szeregu niemieckich państw (Wolne Miasto Brema nie było włączone do tego obszaru celnego aż do 1885 r.), "utworzył" - według słów dziewiętnastowiecznych historyków - "jądro".47 Dlatego największy architekt systemu Kongresu Wiedeńskiego oraz największy obrońca równowagi sił, austriacki kanclerz Metternich, natychmiast zdał sobie sprawę, jakie będą prawdziwe polityczne skutki pozornie niewinnego pruskiego planu integracji ekonomicznej państw członkowskich Niemieckiej Konfederacji. (Niemiecka Konfederacja zawierała Austrię, ale Zollverein wykluczył ją.) Podczas negocjacji nad traktatem Zollverein w 1833 r. Metternich pisał do cesarza austriackiego: Miał rację: Prusy utworzyły Zollverein według swej własnej wizji i wywierały nacisk na inne państwa, by zjednoczyły swoje gospodarki z jej gospodarką. Dalsze wzmacnianie Zollverein, począwszy od czasu Federacji Północnoniemieckiej w 1866 r. do Cesarstwa Niemieckiego w 1871, tylko umożliwiło Prusom dalsze zwiększenie ich wpływów. Na każdym etapie Prusy przekonywały inne niemieckie państwa do wchodzenia w coraz to nowe porozumienia, twierdząc, że będzie to dla ich własnego dobra: będąc na zewnątrz będą mogły tylko pasywnie obserwować, co zadecydują Prusy, wewnątrz będą mogły same wpływać na bieg wypadków. Zatem Prusy ustanowiły z innymi państwami niemieckimi stosunki klasycznie oparte na hegemonii. Nawet jeśli z założenia Prusy powinny były zostać częścią Cesarstwa Niemieckiego, to stało się całkiem przeciwnie. Odbijało się to na rozwoju konstytucyjnym Cesarstwa. Jego Konstytucja zawierała elementy federalne i centralistyczne, a jednak niezmiennie wygrywały te ostatnie. Wcześniejsze gwarancje decentralizacji były szybko usuwane na fali nowego prawa, norm przemysłowych i innych form integracji, których większość wychodziła z pruskich ministerstw oraz narzucała harmonizację z istniejącą pruską legislacją. Paradoksalnie, tak zwany "wyjątkowy charakter" Cesarstwa Niemieckiego - jego stosunkowa swoboda, ochrona tożsamości państw członkowskich - ośmielały raczej niż zniechęcały pruską hegemonię. Jak zaobserwował wielki niemiecki konstytucjonalista Heinrich Triepel - na bazie tego, co wiedział o pruskiej pozycji wewnątrz Cesarstwa Niemieckiego - "luźniejszy związek państw ośmiela hegemonię bardziej niż ścisły (...) im bardziej przeważają w federacji składniki jednorodne, tym więcej jest w niej wewnętrznej trwałości i tym większe są przeszkody w tworzeniu hegemonii". Dzieje się tak dlatego, że prawdziwie jednorodne elementy konfederacji zapobiegają dominacji jednych państw nad drugimi, ponieważ prawo federalne traktuje wszystkie państwa jednakowo. Natomiast luźny związek - albo taki, w którym jednorodne i zdecentralizowane elementy koegzystują ze sobą - może ułatwić tworzenie hegemonii, gdyż jeśli ma miejsce centralizacja, to niezmiennie na warunkach najsilniejszego państwa. Gdy państwo takie przeciwstawia się jakimś zamiarom, powołuje się na zasady decentralizacji, aby zapobiec ich realizacji. Tak właśnie zachowywały się Prusy od 1871 do 1914 r. w Cesarstwie Niemieckim. Stosowały nawet groźbę opuszczenia Zollverein, gdy małe państwa odmawiały przyjęcia ich warunków. Wobec takiej groźby zwykle dawały one za wygraną. Umożliwiło to Prusom przejęcie kontroli od wewnątrz nad tym, co przekształciło się później w ponadnarodowe instytucje i pozwoliło na wyciśnięcie na nich swojego piętna, powodując pojawienie się "twardego jądra" wewnątrz szerszej federacji (Zollverein wewnątrz Konfederacji Niemieckiej, a następnie Północnoniemieckiej Federacji wewnątrz Zollverein). Państwo, które dąży do ustanowienia hegemonii wewnątrz federacji, będzie zwykle próbowało osłabić jej centralne instytucje albo przynajmniej kontrolować je. Może przy tym posługiwać się retoryką decentralizacji. Nie oznacza to, że państwo nie zostanie scentralizowane, lecz to, że stanie się to na warunkach najsilniejszego państwa. Silne ponadnarodowe instytucje, niezależne od najsilniejszego państwa, są barierą dla takiej hegemonii. Triepel uważał również, że hegemonia rozwija się szczególnie wtedy, gdy porozumienia pomiędzy państwami są bardziej natury politycznej, niż tylko technicznej. Tak było właśnie w przypadku Zollverein, jak twierdził, która miała cel bardziej polityczny niż tylko stworzenie strefy wolnego handlu. Przede wszystkim pokazywał, że Metternich miał rację mówiąc o ukrytym sposobie, w jaki taka hegemonia była osiągana. W 1871 r. Prusy miały tylko 17 głosów na 58 w Bundesracie - Komisji Federalnej, która rządziła Cesarstwem. "Ta liczba", wyjaśniał Triepel, "może w prosty sposób zostać podniesiona - nawet do uzyskania większości - za pomocą włączenia głosów państw z pruskiej strefy wpływów albo państw, które mają szczególne stosunki z Prusami i są ich sprzymierzeńcami". W konsekwencji, gdy Kongres Wiedeński miał ustanawiać pewne ważne elementy równowagi sił, pojawiał się mechanizm, który to udaremnił. Użycie Francji jako zewnętrznego wroga pozwoliło na powstanie jednolitego państwa niemieckiego. Pojęcie zewnętrznego wroga było, jak widzieliśmy, antytezą czystej doktryny równowagi sił. W 1914 r. państwo niemieckie było agresywne, niebezpieczne i scentralizowane. Dlatego zaniechanie utrzymywania Niemiec w stanie zdecentralizowanym naraziło na szwank wolność zarówno niemiecką, jak i europejską. Potwierdziła się stara prawda, którą pierwsi zrozumieli Francuzi, że równowaga sił i pokój w Europie zależą od wolności i decentralizacji Niemiec. Pierwsza Wojna Światowa Bismarck przemawiając w Reichstagu w listopadzie 1871 r., zaraz po powstaniu nowego Cesarstwa, wyraźnie odwoływał się do poglądów Fryderyka Wielkiego. "Kraj o tak centralnej pozycji w Europie, posiadający trzy lub cztery granice, z których każda może być miejscem ataku, powinien korzystać z przykładu Fryderyka Wielkiego". Kanclerz zaatakował "tych, którzy zgodnie z uproszczoną i nieodpowiedzialną polityką zakładają, że Cesarstwo Niemieckie (...) może po prostu czekać na atak, który od dawna mógł być przygotowywany przez jedno państwo lub silną koalicję", zamiast go udaremnić52. Niemcy potrzebują aktywnej polityki: najpierw dyplomacja, a w ostateczności wojna. Stary problem Niemiec pogłębił się, gdy kraj ten zjednoczył się w 1871 r. Stał się zbyt duży, pewny siebie i arogancki, aby udało się utrzymać dotychczasową równowagę w Europie. Od czasu traktatu westfalskiego i po wyłonieniu się nowoczesnego systemu państwowego siły na kresach Europy zaczęły wywierać presję na centrum. Teraz po raz pierwszy centrum stało się wystarczająco silne, aby naciskać na peryferia. Z drugiej strony Niemcy były wciąż zbyt małe, aby samodzielnie osiągnąć hegemonię. Dlatego Bismarck musiał stosować taktowną i delikatną dyplomację, z której zasłynął. W rzeczywistości Żelazny Kanclerz przez 20 lat praktykował Realpolitik z takim umiarem i subtelnością, że równowaga sił nie została zniszczona. Jedną z głównych trosk Bismarcka była świadomość słabości Mittellage. Zawsze niepokojące, jak sądził, było niebezpieczne położenie Niemiec, dlatego też próbował cały czas odsuwać napięcia z centrum Europy ku peryferiom. Pociągało to za sobą przyzwolenie na spory, takie jak dotyczący terytoriów kolonii, lub też konflikt pomiędzy Rosją i Turcją o Konstantynopol - aby odwrócić uwagę od nieporozumień w centrum Europy. Chociaż geniusz Bismarcka był wystarczający do przeprowadzenia ogromnego okrętu państwowego, który stworzył, przez skały i wzburzone morza europejskiej dyplomacji, nie potrafili tego już niestety jego następcy. Ponieważ nowatorska taktyka Bismarcka nie była kontynuowana, jego następcy i rywale szukali bezpieczeństwa w wyścigu zbrojeń, traktując to jako uproszczony sposób zredukowania uzależnienia od zawodnych politycznych wyzwań dyplomacji. Pod koniec XIX wieku pruskie Niemcy przywiązywały wielkie znaczenie do wojskowego i politycznego planowania: był to szczytowy okres uprawiania polityki za pomocą regulaminów. Wojskowi planiści nigdy nie nużyli się obserwowaniem konstelacji zagranicznych sił tak dokładnie, jak to było możliwe, i układaniem różnych scenariuszy tak, aby móc wykonać pierwszy ruch i zepchnąć inne państwa w defensywę. Ich plany "obrony" szybko rozwinęły się w swoje dokładne przeciwieństwo - bezpieczeństwa szukano w coraz większej ekspansji. Skoro naciśnięto przycisk, wielka machina wojenna poszła w ruch jakby automatycznie. To była wojna technokratyczna. Dlatego błędem jest myśleć, że cesarz i jego porucznicy po prostu rozbili się przypadkowo, jak młodzież, która nierozsądnie "zaopiekowała się" szybkim samochodem. Problem nie polegał na tym, że Niemcy były zbyt duże, aby nad nimi zapanować, lub że równowaga sił okazała się nietrwała. Chodziło raczej o to, że Niemcy obawiając się jak zawsze okrążenia zaczęły w 1914 r. wojnę prewencyjną właśnie po to, by uciec od dostrzeganych ograniczeń równowagi sił, a także aby zniszczyć sam system równowagi. Kiedy 3 grudnia 1912 r. brytyjski lord kanclerz, lord Haldane, spróbował wyjaśnić niemieckiemu ambasadorowi w Londynie, że Brytania nie będzie tolerować zjednoczonej Grupy Kontynentalnej pod przewodnictwem jednej siły, cesarz czytając raport z tej rozmowy zareagował najordynarniejszymi słowami. W charakterystycznym ataku gniewu oświadczył, że angielska zasada "równowagi sił" jest idiotyzmem, który spowoduje, że Anglia stanie się "na wieki naszym wrogiem". Zasada równowagi sił nie była dla niczym innym, jak sposobem "narodu kramarzy" by inni nie użyli miecza do obrony własnych interesów. Zamiast europejskiego systemu opartego na równowadze sił cesarz Wilhelm chciał zjednoczenia Europy pod niemieckim przewodnictwem. Twierdził on, że polityka równowagi sił została zdemaskowana "w całym swym nagim bezwstydzie" jako wzajemna "rozgrywka Wielkich Sił na korzyść Anglii". W liście do brata Heinricha potraktował, jako moralne wypowiedzenie wojny Niemcom, wypowiedź Haldane'a, że Anglia "nie mogłaby tolerować osiągnięcia przez nas pozycji największej siły na kontynencie i tego, że byłby on zjednoczony pod naszym przywództwem!!!". Dlatego nic dziwnego, że później cesarz ogromnie podziwiał Hitlera, a w 1940 r. obserwował ze zdumieniem, jak Führer osiąga cele, o które on, Wilhelm, walczył za swojego panowania. Zajadły antysemita, był zwolennikiem gazowania Żydów w 1929 r.55, a także obwiniał Żydów i masonów za rozpętanie wojny w Niemczech w 1914 r. i w 1939 r. Napisał, że kontynent "jednoczył się i zamykał przed brytyjskimi wpływami po eliminacji Brytyjczyków i Żydów!"56 W rezultacie tego powstałyby "U. S. of Europe!" - Stany Zjednoczone Europy - krzyczał triumfalnie. W uniesieniu radości napisał do swojej siostry, "Ręka Boga tworzy nowy Świat i czyni cuda. Stajemy się U. S. of Europe pod niemieckim przywództwem, zjednoczonym europejskim kontynentem, jakiego nikt nie miał nigdy nadziei zobaczyć". Fakt, że Niemieckie oddziały dotarły do Flandrii, zanim Austria zaatakowała Serbię (pragnienie ukarania Serbii było początkowym casus belli w 1914 r.), sugeruje, że Niemcy miały jasno zdefiniowane cele, dla których wojna była jedynie pretekstem. Niemcy wkroczyły do Belgii, ponieważ kraj ten jest punktem oparcia równowagi sił w Europie. Zjednoczone Królestwo Niderlandów, które powstało w 1815 r., po bitwie pod Waterloo, było państwem buforowym między Francją a Niemcami (wtedy Prusami). Tę samą funkcję spełniała Belgia, która powstała na jego miejscu. Dlatego wszystkie próby zburzenia układu sił w Europie były związane z walką na terenie Belgii: miała tam miejsce bitwa pod Waterloo, w latach 1914-18 właśnie tam szalała wojna; Niemcy najechały Belgię, aby dostać się do Francji w 1940 r. i wkroczyły tam raz jeszcze w czasie bitwy o Ardeny w 1944 r., kiedy próbowały zdobyć Antwerpię. Brytyjczycy nie byli jedynymi, którzy wiedzieli, że utrzymanie niezależności Belgii jest decydujące dla zachowania równowagi sił: Napoleon w 1804 r. odbył jedną ze swoich pierwszych zagranicznych wizyt właśnie w Belgii, odwiedzając Antwerpię. Przygotowując się do inwazji na Brytanię, odnowił on doki, nazwane w latach 1807-12 dokami Bonapartego, i oświadczył, że Antwerpia jest "pistoletem wycelowanym w serce Anglii". Podsumowując - po odejściu Bismarcka w 1890 r. niemieccy przywódcy z premedytacją zniszczyli równowagę sił i zastąpili ją bezmyślnym wyścigiem zbrojeń. Niemieckie słowo Realpolitic zaczęło dla każdego oznaczać czystą cyniczną grę sił. Friedrich von Hayek, wielki austriacki liberalny ekonomista i filozof, zwykł dowodzić, że to właśnie w Niemczech najgłębiej zniszczone zostało przekonanie, że państwo powinno działać moralnie. Mimo powoływania się on na pozytywistyczne teorie prawa Hansa Kelsena, głównie dotyczące rodzimej struktury prawnej, nie jest trudno zauważyć, że podobne przekonania zatruły również praktykę niemieckiej polityki zagranicznej. Inaczej mówiąc, Realpolitik wcale nie oznaczała realistycznej polityki, polegającej na próbie pragmatycznego zastosowania wartościowej zasady, charakteryzującej dotychczasową brytyjską politykę równowagi sił.
Henry Kissinger zawsze podkreślał, że dla utrzymania równowagi sił konieczne są dwa warunki. Po pierwsze, państwa muszą mieć łatwość przystosowywania się ("główni gracze muszą mieć zdolność dostosowywania wzajemnych stosunków do zmieniających się okoliczności"). Po drugie, muszą być "ograniczane przez wspólny systemem wartości".58 Pisze on: Ekonomika hegemonii Decydującym składnikiem niemieckich planów ustalenia hegemonii w Europie w 1914 r., tak jak pruskich w 1830 r., była ekonomia. Pod nazwą "Mitteleuropa" realizowano program polegający na tworzeniu pod niemieckim zarządzem szerokiej, jednolitej ekonomicznie przestrzeni, rozciągającej się na Europę Środkową i dalej. Północne, południowe i zachodnie krańce kontynentu miałyby grawitować do "twardego jądra" kontynentalnej Europy. Ugrupowania propagujące ideę Mitteleuropy czerpały natchnienie wyraźnie z Friedricha Lista. Ich wpływ był najsilniejszy na przełomie wieków, gdy niemieckie współzawodnictwo z Anglią o supremację na morzach stało się w sposób oczywisty przegrane. Uważały one, że stworzenie nieformalnego ekonomicznego imperium jest lepsze od formalnego imperium składającego się z posiadanych kolonii. W lutym 1913 r. Gustaw Stresemann, sekretarz generalny Związku Przemysłowców (Alliance of Industrialists), który po wojnie został ministrem spraw zagranicznych i zasłynął ze swojej polityki rapprochement (zbliżania się) z Francją, mówił o "zamkniętej ekonomicznie przestrzeni, zabezpieczającej naszą potrzebę surowców i nasz eksport". Kluczowym dokumentem dla tworzenia Mitteleuropy był "September economic programme" (Wrześniowy program gospodarczy) z 1914 r., napisany przez kanclerza, Theobalda von Bethmanna-Hollwega. Jego celem było stworzenie unii celnej obejmującej Francję, Belgię, Holandię, Danię, Austro-Węgry, Polskę i być może Włochy, Szwecję i Norwegię. Ten projekt przypomina napoleoński kontynentalny blok ekonomiczny, inspirujący również nazistowskich przywódców i członków rządu Vichy w czasie II wojny światowej. Godne uwagi jest także to, że Bethmann-Hollweg wyobrażał sobie formalne włączenie północnej Francji do Rzeszy, jakby przewidział to, co wydarzyło się po 1940 r. Nie powinno dziwić, że ta metoda ekonomicznego osiągania politycznej dominacji była przekazywana jako dziedzictwo, jej autorzy nasiąkali historycznymi doświadczeniami Prus, które za pomocą Zollverein zdołały zdominować Niemcy pod nosem Austrii. W 1890 r., gdy tylko zostało zapewnione przywództwo Prus, Niemcy zaczeli rozważać unię celną nawet z Austrią. Ich plany - przypominające bardzo współczesne myślenie europejskie - zakładały, że należy podzielić świat na szerokie geopolityczne i geoekonomiczne obszary. Pozostaje tematem do dyskusji między historykami, jaki dokładnie status te niemieckie plany miały w 1914 r. Zgodnie z historyczną szkołą Fritza Fischera, niemieckiego autora The Grasp for World Power (1961), Niemcy ponoszą największą odpowiedzialność za wypowiedzenie I Wojny Światowej, ponieważ dzięki tej wojnie próbowali zrealizować geopolityczne cele, które były ukształtowane od bardzo długiego czasu. Inni historycy nie zgadzają się z tym, dowodząc, że plany ustanowienia hegemonii były po prostu produkowane jako usprawiedliwienie post hoc. Niezależnie od tego, która z wersji jest prawdziwa, jasne jest, że w ekonomii były rozpowszechnione pewne wzorce myślenia oraz że przynajmniej do września 1914 r. Bethmann-Hollweg był przekonany, że unia gospodarcza jest sposobem osiągnięcia przez Niemcy bezpieczeństwa.61 Był także przekonany, że Brytania zdecydowana jest zmiażdżyć ekonomiczny imperializm Niemiec na kontynencie. Program Bethmanna-Hollwega zakładał stworzenie dookoła Niemiec strefy bezpieczeństwa, złożonej z krajów, które Niemcy mogły zdominować ekonomicznie, ale formalnie nie mogły ich przyłączyć. Program powstawał w sierpniu 1914 r., i pod koniec miesiąca kanclerz zdecydował, że unia gospodarcza jest właściwym instrumentem zapewniającym Niemcom bezpieczeństwo. Użycie ekonomii było uważane za bardziej subtelne niż jawna aneksja, która, jak się obawiano, mogłaby wywołać niepotrzebne oburzenie i okazać się nietrwała. Celem więc nie była całkowita rezygnacja ze światowej gospodarki, ale raczej wprowadzenie systemu ochrony jako wstępnej i dopełniającej strategii podbijania światowych rynków. Osiągnięcie przewagi w Europie było jedynie odskocznią dla uzyskania dominacji na świecie, a pojęcie Großraumwirtschaft (Wielkiej Przestrzeni Ekonomicznnej) można było pogodzić z pragnieniem Niemiec odgrywania znaczącej roli w światowym handlu. W rzeczywistości duża część strategii integracji ekonomicznej była właśnie z tego powodu wspierana przez interesy niemieckiego przemysłu. Wielkie niemieckie przedsiębiorstwa elektryczne i chemiczne chciały dalej prowadzić międzynarodowy handel, bazując na politycznie gwarantowanej sile w Europie. Bethmann-Hollweg nie był jedynym, który popierał ideę unii ekonomicznej w Europie. Przemysłowiec Walter Rathenau, prezes Allgemeine Electricitäts - Gesellschaft (AEG), był przekonany, że unia byłaby "największą zdobyczą cywilizacji". Mimo że wzywał do stworzenia większej środkowoeuropejskiej przestrzeni handlowej, nigdy nie myślał w kategoriach autarkicznych bloków. Uważał to za cel sam w sobie, podczas gdy Bethmann-Hollweg sądził, że mógłby to być cel wojny, ale jedynie jako środek zapewnienia Niemcom bezpieczeństwa. Rathenau był także przekonany, że największym zagrożeniem dla unii jest "rozwój anglosaskich i rosyjskich ekonomicznych przestrzeni". Napisał, że jedynie zwycięstwo Rzeszy mogłoby zapewnić realizację Mitteleuropy i że "połączenie Europy praktycznym wspólnym interesem" umożliwiłoby Niemcom zaakceptowanie ich dominującej roli w Europie. W szczególności Bethmann-Hollweg był przekonany, że unia ekonomiczna jest dla Niemiec jedyną drogą wyjścia ze sprzeczności, którymi Bismarck obarczył kraj. Jak pisze jeden z historyków: "Problemem (dla kanclerza) było, jak wyjść ze sprzeczności, w które Rzesza została uwikłana od czasów Bismarcka: jak zapewnić Niemcom bezpieczeństwo, jeżeli - traktowane w zasadzie jako okrążone - nie mogły posunąć się do bezpośredniej aneksji, która wywołałaby tylko wewnętrzne i zewnętrzne problemy polityczne?"63 Po raz drugi zatem, poprzez stworzenie unii ekonomicznej, proponowano rozwiązanie problemu Mittellage. Ale podobnie jak wcześniej ekspansjonizm królów pruskich, tak teraz plany Bethmanna-Hollwega jedynie podniosły niemieckie problemy na wyższy poziom. Polityka, która w zamierzeniu miała być obronną, stała się ostatecznie ofensywną. Georges Henri Soutou napisał: "Pozycja Niemiec zawierała sprzeczności: polityka rozumiana najszerzej w kategoriach XIX-wiecznej równowagi sił nieuchronnie prowadziła do ciągłej destabilizacji międzynarodowego życia i powodowała właśnie to, czego większość liderów Rzeszy chciała uniknąć, to znaczy: koniec liberalizmu i ustanowienie wrogich sobie bloków ekonomicznych". Innymi słowy, podczas gdy poprzedni niemieccy władcy prowadzili dyplomatyczną europejską grę mając przede wszystkim na uwadze swe przyszłe ekspansjonistyczne cele, przywódcy Niemiec w 1914 roku, a w szczególności sam cesarz, opracowali plany, których prawdziwym celem było przekreślenie tej dyplomacji. Choć I Wojna Światowa bynajmniej nie była nieuchronnym wynikiem dążenia do równowagi sił - jak to zwykli twierdzić współcześni Niemcy - zniszczyła ona równowagę sił w sposób ostateczny. W rzeczywistości, gdyby system równowagi sił działał prawidłowo i gdyby w 1914 r. istniała wyraźna koalicja przeciwko Niemcom, to - według przynajmniej Henry'ego Kissingera 65 - można byłoby zapobiec I Wojnie Światowej. Nie dość, że nie było takiej koalicji, a Niemcy, dalekie od osamotnienia, były sprzymierzone z Austrią, zabrakło również wyraźnej deklaracji Wielkiej Brytanii, że jeżeli Niemcy zaatakują Belgię, nastąpi odwet. Niemcy byli kompletnie zaskoczeni, gdy brytyjskie oddziały zostały wysłane do Flandrii.
Z tego przykładu i wielu innych wydarzeń z niemieckiej historii możemy wyciągnąć wniosek, że Niemcy są właśnie najsilniejsze, gdy mają sprzymierzeńców. Natomiast, jak to pokazuje wynik dwóch wojen światowych, a co królowie Prus rozumieli przez wieki, Niemcy są najsłabsze i najbardziej podatne na atak, gdy są otoczone przez wrogów. Jeśli zatem współcześni Niemcy twierdzą, że państwo niemieckie już nigdy "nie będzie działało w pojedynkę", ale zawsze będzie współpracowało ze swoimi europejskimi sprzymierzeńcami, to jest to najbardziej tradycyjna polityka Niemiec, jaką można sobie wyobrazić. Ale czy Niemcy "działały w pojedynkę" w 1914 lub w 1939 roku? W obu tych wypadkach były one przed rozpoczęciem agresji pewne, że mają sprzymierzeńców - Austrię w I Wojnie Światowej, a Włochy i Związek Radziecki w II Wojnie Światowej. Z tych właśnie przyczyn bardzo proeuropejski Le monde w bardzo proniemieckim artykule mógł stwierdzić: "W gruncie rzeczy kanclerz Kohl uzyskał pokojowymi metodami to, co inni od czasów Bismarcka chcieli osiągnąć podbojem: wszędzie naokoło Niemiec strefę pokoju i dobrobytu". |
strona główna |